-Nie można wchodzić w wysokie trawy. Jak się idzie przez trawę to najlepiej głośno tupać. W Birmie lokalni mieszkańcy uprzedzili nas przed małymi wężami na jednej z plaż, które chodzą po zmroku -opowiadają. -Zrobili to jednak ostatniego dnia przed naszym wyjazdem i całą podróż byliśmy tego nieświadomi. My po tej plaży chodziliśmy nocą i na szczęście nic nam się nie stało. Po tej wyprawie jak podchodzimy do wysokiej trawy to patrzymy czy są węże. Wracając do krokodyli. Poznaliśmy aborygena, który dwa razy został przez krokodyla zaatakowany. Ten mężczyzna przeżył dlatego, że obok był kolega, który krokodylowi włożył palce w oczy.
Nie zabrakło jednak pozytywnych wspomnień z tych licznych podróży.
-W Birmie zostaliśmy zaproszeni na obiad przez kelnerkę do jej teściów i spędziliśmy z nimi cały dzień. Oni nie znali angielskiego i nie mogliśmy się zbytnio porozumieć. Poczęstowali nas gulaszem z wnętrz świni i tam był żołądek, wątroba, język. To jest ich specjał, a my nie mogliśmy tego zjeść. To było strasznie przykre, bo ja miałam odruch wymiotny, ale chyba nas polubili i nam wybaczyli -mówi Karolina. -W Europie nie jesteśmy tak otwarci, żeby zapraszać obcych ludzi do domu w dodatku nie znając ich języka. W Australii natomiast poznaliśmy Polkę dzień przed Wielkanocą. Zaprosiła nas na śniadanie wielkanocne.
Para dodaje, że wszystkie przygody pozytywne i negatywne to jest to co lubią w podróżach. Dla nich liczy się chęć poznawania krajów, ludzi i ich zwyczajów.
Najważniejszy jest plan i racjonalne wydatki
Wielu zapewne stwierdzi, że podróż do Australii czy Birmy musi kosztować majątek.
Napisz komentarz
Komentarze