-No to mamy kolejną gwiazdkę -zaśmiał się Dobowski. -A jak gwiazdka, to muszą być prezenty. I pan Dobuś przygotował wam wszystkim prezenciki. Zapłacone zostało z funduszu specjalnego Mirona, który mu uchwaliliśmy, że niby dla potrzebujących powodzian. Ale u nas powodzi nie ma. He, he.
Wstał i podszedł do stojącej w rogu wielkiej choinki. W tym roku zarządził, by w każdym pokoju znalazła się strojna jodełka lub świerk. Miron kazał wyciąć w mieście krok po kroku dwieście drzewek i są. Pod choinką w gabinecie Sławojka leżał stos pudełek zapakowanych w kolorowy papier.
-W tym roku nie będzie biednie -Dobowski popatrzył na zebranych. -Na przykład taka Alka Wolska. Cały czas jęczy, że łańcuch z orłem chciałaby mieć na własność. Dobra, pomyślał pan Dobuś i kupił Alce Wolskiej nowy łańcuch na wyłączność. Tanio nie było, bo łańcuch ze złota, i ciężki niezmiernie. Sam orzełek waży z kilogram. Ale pan Dobuś nie wypadł kozie z dupy, niech Alka ma, pomyślał, podatnik chętnie zapłaci.
Dobowski lubił mówić o sobie w trzeciej osobie, zwłaszcza gdy był w dobrym nastroju.
-Albo taka Czerniawska. Łazi dzień w dzień do urzędu chlać tego szampana. To co robi pan Dobuś? Pan Dobuś funduje pani Czerniawskiej 400 butelek tego trunku, na każdy dzień roku i mały zapas dla gości. Wiadomo, że to gorszy trunek od tego w barku Sławojka, ale łazić nie trzeba, w domku w ciepełku może sobie Czerniawska posłodzić i wypić.
Czerniawska lekko się zarumieniła. Dobowski ciągnął dalej.
-Sławojek też nie gorszy. Chłop spalił w sąsiednim mieście wszystkie mosty, to musi mieć fajny samochód, terenowy, pomyślał Dobuś, żeby przez wodę, rzekę znaczy, jeździł. Nówka sztuka nieśmigana stoi pod urzędem. Uważaj na zakrętach -Dobowski był z siebie wyraźnie zadowolony.
-Felkowi Skonopi Dobuś chciał kupić na własność cały internet. Niech chłopak ma. Okazało się jednak, że są jakieś kłopoty. Babkowska coś mi tłumaczyła, ale nie zrozumiałem. Może kiedyś się uda. Na razie Felek Skonopi dostanie studio telewizyjne i wóz transmisyjny. Zatrudni się paru sprytnych gostków i będziemy nadawać programy o naszych sukcesach. I jeszcze drona dostanie. Przecież to nie jest koszt, to inwestycja, tak powiemy wyborcom.
-Jak widzicie w tym roku Mikołaj bogaty. Przysłowie mówi, że pieniądze budżetowe trzeba wydawać prędziutko, bo tak szybko odchodzą. Kazałem Mironowi przesunąć kasę z podwyżek dla ratowników i nauczycieli, a potem pozostało tylko ją fachowo wydać.
Sławojek zaczął kręcić się po pokoju. Czekał, aż będzie mógł coś powiedzieć.
-Dobowski nie wyjawił wam najważniejszego -Sławojek miał bardzo tajemniczą minę. -Urząd zakupił wspaniałą łódź do rejsów na Adriatyku. Będzie sławiła nasze miasto na morzach południowych. To będzie najlepsza promocja, a przy okazji każdy z nas będzie mógł za darmo spędzić fajne wakacje. Kluczyki do okrętu ma oczywiście…
-Dobowski!!! -Czerniawska wyraźnie się ożywiła. -Hej, ha kolejkę nalej, hej ha kielichy wznieśmy.
Dobowski rozdał swoim kamratom resztę drogich prezentów kupionych za pieniądze podatnika.
Tymczasem w jednym z maleńkich domów trwała krzątanina przedświąteczna. Stała już choinka, wprawdzie nieustrojona, ale pięknie pachnąca. Tradycja rodzinna kazała choinkę ubierać w Wigilię, a to dopiero pojutrze. Kuchnię wypełniały zapachy kompotu z suszonych owoców, maku z rodzynkami, kutii, kapusty z grzybami. W rogu stołu kuchennego stał słój zakiszonego barszczu. Trójka dzieci z radością pomagała rodzicom w przygotowaniach do świąt.
-Mamy w klasie koleżankę, która ma bardzo biednie w domu -odezwała się najmłodsza dziewczynka. -Jej mama choruje i straciła pracę, taty nie ma. Pomyśleliśmy, żeby jakoś jej pomóc. Każde z dzieci dało swoje kieszonkowe i zebraliśmy w klasie 82 złote. Ale to bardzo mało.
Starsza siostra przypomniała sobie niedawną wizytę Mirona w szkole.
-Nie przejmujcie się. Był u nas w klasie Miron z takim dużym łysym panem bez brody i mówili, że w święta nikomu nie może niczego brakować, że Mikołaj musi przyjść do każdego domu, do każdego dziecka. Dali nam nawet po lizaku ze zdjęciem Mirona, o zobaczcie.
Dziewczynka wyjęła z tornistra mały lizak ze sporym zdjęciem i dużym napisem MIRON.
-Jutro pójdziemy do Mirona i do tego dużego łysego pana, na pewno nam nie odmówią, potrzebujemy tylko trzysta złotych, by święta u koleżanki nie były przy pustych talerzach.
Nazajutrz dzieci po szkole zjawiły się w urzędzie.
-Pan Miron przyjmie was za godzinę, musicie tu czekać -usłyszały dzieci od sekretarki Mirona. -Pamiętajcie, że macie tylko pięć minut. Pan Miron jest bardzo zajęty.
Godzinę później Miron wyłączył komputer, na którym skończył układać kolejnego pasjansa. Do gabinetu weszła trójka dzieci. Za nimi wszedł Dobowski.
-Co was do mnie sprowadza? -spytał Miron.
Dzieci opowiedziały o biednej dziewczynce, o jutrzejszej biednej Wigilii w jej domu. Poprosiły Mirona o drobne prezenty dla tej rodziny, plecak do szkoły, buty na zimę, może jakąś kurtkę, i o trzysta złotych na jedzenie.
-Drogie dzieci -odpowiedział Dobowski. -Pan Miron nie jest Mikołajem, on nie może tak rozdawać pieniędzy. My tu każdy grosz oglądamy, zanim go wydamy. Wszystko robimy dla naszego miasta i dla mieszkańców, znaczy się dla nas. Bo nasze miasto to jego mieszkańcy. Miron pochyli się nad losem waszej koleżanki. To wam mogę obiecać. Ale oprócz tego nic nie obiecuję.
Dzieci smutne wyszły z gabinetu. Ani Miron, ani ten łysy pan nie zapytali nawet o nazwisko koleżanki.
Gdy za dziećmi trzasnęły drzwi, Dobowski podniósł telefon na biurku Mirona i wystukał numer.
-Pani Maniu, jeśli jeszcze raz wpuści tu pani jakieś podobne bachory, wyleci pani z roboty. Tu nie kasa zapomogowa. Tu się pracuje!
Miron włączał już komputer i zapuszczał pasjansa, tym razem świątecznego.
Napisz komentarz
Komentarze