I tego Wam życzę. Siedem tygodni to jednak już sporo czasu, czy zdarzyło się Wam jakieś przykre zdarzenie?
Znów – ODPUKAĆ! – nic złego nam się nie przydarzyło, ale też zaczęliśmy od tych bardziej bezpiecznych regionów Ameryki Południowej, z czego zdajemy sobie sprawę. Trzymajcie kciuki, żeby tak zostało do końca tego roku J. Najbardziej nieprzyjemna rzecz, jaka nas do tej pory spotkała to choroba wysokościowa, której oboje doświadczyliśmy w trakcie wyprawy na Salar de Uyuni. Taka wyprawa trwa trzy dni i można ją zrobić albo zaczynając z San Pedro de Atacama w Chile i kończąc w Boliwii w Uyuni, albo odwrotnie. Z różnych względów bardziej pasował nam ten pierwszy kierunek. Nie zdawaliśmy sobie niestety sprawy, że w takim scenariuszu, pierwszego dnia w ciągu jednej godziny pokonuje się różnicę wysokości wynoszącą prawie 2 tys. m – z 2 400 m n.p.m. na 4 300 m n.p.m. i potem zostaje się na wysokościach powyżej 4 500 m n.p.m. przez 36 godzin, łącznie z noclegiem. Nigdy nie czuliśmy się tak źle jak w trakcie tej nocy. Na pomoc przyszedł nam spotkany na tej samej wyprawie kolega z Brazylii, który poczęstował nam liśćmi koki – lokalny, powszechnie stosowany środek, pomagający zwalczyć objawy choroby wysokościowej. Na szczęście organizm dał radę i już zaaklimatyzowani możemy ruszać w trasę po Boliwii i Peru.
Napisz komentarz
Komentarze