Życie człowieka, który codziennie chodzi do pracy się znudziło i zapewne zachciało się Pani czegoś innego. Mam rację?
-Od wielu lat siedział nam w głowie pomysł większej podróży, ale ciężko taką zorganizować, jak się pracuje na etacie i ma mnóstwo „dorosłych” zobowiązań. Raz albo dwa razy do roku udawało nam się pojechać gdzieś dalej i zobaczyć zupełnie dla nas nowy zakątek świata i po takich krótkich „wypadach” głód tej większej podróży ciągle rósł. W naszym wypadku była to więc raczej chęć zrealizowania naszego planu, czyli zobaczenia świata, bardziej niż ucieczka od codzienności. Myślę, że oboje bardzo naszą codzienność lubiliśmy i największym wyzwaniem przy podjęciu decyzji o wyjeździe na rok była właśnie rezygnacja z niej: z satysfakcjonującej pracy, rodzinnych spotkań, przyjaciół, ulubionych zakątków Warszawy. To ogromna strefa komfortu, którą trzeba w takiej sytuacji zostawić za sobą.
Zostawiliście, żeby móc zwiedzić jak najwięcej urokliwych zakątków świata. Do których miejsc najbardziej chcecie dotrzeć?
-Mamy dość długą listę. Na ten rok wybraliśmy takie kierunki, które wymagają czasu przez swoje oddalenie od Europy, ale też potężne rozmiary samych krajów i odległości, które trzeba pokonywać już na miejscu, przez co ciężko je odwiedzić w trakcie 2-3 tyg. urlopu. Zaczęliśmy od Ameryki Południowej, bo moim marzeniem zawsze było zobaczenie Wysp Galapagos i największego solniska na świecie – Salar de Uyuni w Boliwii. Dla mojego męża takim celem na tym kontynencie było Matchu Picchu. Postanowiliśmy spędzić w Ameryce cztery miesiące i maksymalnie je wykorzystać. W ubiegłym roku byliśmy na krótkiej wyprawie w Ugandzie i zakochaliśmy się w tych klimatach. Dlatego dwa miesiące w 2017 roku spędzimy w Afryce: RPA, Namibii, Botswanie i Zimbabwe. Uwielbiam dzikie zwierzęta, bardzo lubię je fotografować, a Afryka to do tego najlepsze miejsce. Na drugą połowę roku planowaliśmy Australię i Nową Zelandię albo Azję Południowo-Wschodnią. Wydaje się, że wygra opcja numer 2, bo tęskno nam do klimatów bardzo różnych od Europy, a Patagonia zaspokoiła już chyba nasz głód monumentalnych krajobrazów.
Napisz komentarz
Komentarze