Tak więc powstanie Ślepska jako stoczni jest trochę dziełem przypadku i chyba chęci podjęcia ryzyka. Przecież na początku wykonywaliście proste zamówienia, a tu trzeba było się zmierzyć z masową produkcją i zupełnie innymi wymaganiami.
-Na początku wykonywaliśmy bardzo małe i proste łodzie, dość słabo wyposażone. Na tamte czasy były to jednak luksusowe łodzie, a i podejście do tego biznesu było nowatorskie. Przede wszystkim nie było wiele w Polsce takich firm jak my. Nie było też podwykonawców. W sumie to wszystko wyszło nam gdzieś przy okazji. Stocznia nie była naszym marzeniem, ani zamierzonym celem, nawet mój tata kształcił się w kierunku budownictwa. Wtedy budowlanka dobrze stała i mieliśmy z niej pieniądze, a przy okazji realizowaliśmy to nasze hobby. Ludzie ze Ślepska, ale też i augustowianie mówili, że „po co Józef ty w to się bawisz?”, bo prawdziwy pieniądz jest w budowlance. Każdy potrzebuje przecież wybudować dom, a łodzie w Polsce były zupełnie nowym tematem, nawet na naszych jeziorach nie było ich za dużo. Kto kiedyś by pomyślał, że taka firma może produkować nie dziesiątki łodzi rocznie, a tysiące? Muszę w tym miejscu podkreślić, że nasza firma jest rodzinną, ale jej głównym sterem-właścicielem jest ojciec, to on podejmuje wszystkie decyzje. Tata zawsze szedł swoją drogą, nikogo nie słuchał i podejmował ryzyko i albo czasami wygrywał, albo nie. Ze stocznią bardzo dobrze się ułożyło, bo dla odbiorcy zagranicznego firma prywatna, z innym podejściem niż państwowa była atrakcyjna i to zadziałało. Warto zaznaczyć, że nasz pierwszy partner Quicksilver jest z nami do dziś. Jest to nasz taki smaczek firmowy, bo jak to bywa w rodzinie, domu, w małżeństwie, gdzieś te nasze drogi się rozeszły i to nie z naszej winy. Po prostu firma QS miała inny pomysł na produkcję i przez jakieś cztery, pięć lat nie współpracowaliśmy. Na tamten moment widocznie nie było to dobre rozwiązanie żeby działać razem, a teraz ta firma wróciła do nas. Znamy się już długo, Quicksilver wrócił do nas 1,5 roku temu i mamy nadzieję, że zostanie z nami na zawsze. Mamy aktualnie w sumie siedmiu różnych partnerów.
To dużo jak na firmę, która zaczynała od niewielkiej, rzec można, manufaktury, a teraz produkuje tysiące łodzi rocznie. Jednak chyba biznes was nie rozpieszczał, bo po drodze przytrafił się kryzys światowy i stocznie jachtowe miały ogromne problemy, by utrzymać się na powierzchni. Czy mocno go odczuliście?
Napisz komentarz
Komentarze