-Nie przesadzaj Felek, że nie było sukcesów -odezwał się Dobowski. -Jednak te parę tysięcy drzew wycięliśmy i to bez sensu. Zrobiliśmy też koncert, z którego do kasy naszej partii spłynęło sto tysięcy. No i kupiłem od miasta parę działek na słupa. Jak do tego dołożysz z siedem dużych baniek wyciągniętych na moją firmę z kasy naszego miasta i bańkę dla Zarackiego, to musisz przyznać, każdy musi przyznać, że trudno mówić o porażce. No i zablokowanie staroście Sprawiedliwemu budowy ulicy pod kościołem też trzeba zaliczyć do sukcesów. Ci debile z województwa nie poznali się na naszych pomnikach przyrody i uznali je za zwykłe kasztanowce, ale ulica nie powstała, co daje nam powód do satysfakcji.
-To prawda wodzu, dołóżmy do tego kilka inwestycji powiatowych, które otworzyliśmy dla starosty Sprawiedliwego dzień przed nim, ze dwie inwestycje wojewódzkie i jedną krajową, których zakończenie ogłosiliśmy w internetach i ciemny lud postrzega nas jako budowniczych. Niestety mamy niezależną od nas prasę i oni tam tydzień po tygodniu, krok po kroku mącą w głowach naszemu ciemnemu ludowi. Próbowaliśmy zamknąć im mordy najpierw pieniędzmi, potem prokuraturą i sądami i wszystko na nic. Prawdziwy sukces jest nam bardzo potrzebny.
-A jak znowu coś nam nie wyjdzie, znowu coś pomylimy? -Miron nie był zadowolony ze słów Felka Skonopi.
Felek rozłożył wielkie mapy na biurku Mirona.
Dobowski ze szklanką whisky w jednej ręce i dymiącym cygarem drugiej podniósł swoje wielkie ciało z fotela.
-Pamiętacie, jak Bolesław Bierut budował dobrobyt naszej ojczyzny? My musimy brać z niego przykład. Musimy wybudować coś wielkiego, coś spektakularnego, jak na przykład Nową Hutę, coś co przejdzie do historii, a my do historii przejdziemy przy okazji. Musi to być coś tak wielkiego, żeby Przekop Mierzei Wiślanej się schował, co tam, coś tak spektakularnego, by Centralny Port Komunikacyjny odszedł w cień. I pan Dobuś myślał, myślał i wymyślił. Wybudujemy w naszym mieście kopalnie. Dwie, a może nawet trzy. Cała Polska, cały świat będzie podziwiał naszą odwagę.
-Popatrzcie na plan naszego miasta-Felek Skonopi wskazał rozłożone plany. -Tu będzie jedna kopalnia, tu będzie druga, a tu postawimy trzecią. Wyobraźcie sobie te wieże szybowe, każda wysoka na sto metrów, te wielkie parkingi, te ciężarówki przywożące i wywożące różne rzeczy z kopalni. A nasi mieszkańcy, mieszkańcy naszego miasta, będą wydobywać spod ziemi skarby naszej ziemi.
Czerniawska nalała sobie kolejny kieliszek szampana i mieszała, by wsypany cukier się rozpuścił. Na słowo skarby wyraźnie się ożywiła.
-Skarby? A co za skarby będziemy wydobywać?
-Tego jeszcze nie wiemy -odpowiedział jej Felek Skonopi z powagą. Rzeczywiście nie miał zielonego pojęcia ani o kopalniach, ani o skarbach.
-Jak to nie wiemy? -oburzył się Dobowski. -Pan Dobuś myślał nad tym całą noc i wymyślił, że najlepiej to będzie wydobywać złoto, a jeszcze lepiej diamenty. Złoto jest drogie, ale ciężkie. Dlatego pan Dobuś myślał i wymyślił, że diamenty są droższe i lżejsze. Choć z diamentami też jest spory problem, który nazywa się Mroszkowska. Jeśli zacznie wynosić diamenty, tak jak papierosy i cygara, to cały nasz plan legnie w gruzach. A całego złota Mroszkowska nie wyniesie, złoto za ciężkie. Najwyżej trochę wyniesie.
-Ja bym proponowała -odezwała się wyraźnie podniecona Czerniawska -by wydobyć trochę złota i trochę diamentów, i trochę srebra, bo złoto nie każdy lubi. Nie możemy zapomnieć o ropie. Ja myślę, że zbudujemy sobie te trzy kopalnie, a potem szybciutko przegłosujemy, co będziemy wydobywać.
-Chcemy te kopalnie postawić pod miastem, bo tutaj -Felek Skonopi wskazał palcem na mapę naszego miasta- jest sanatorium, tutaj spore osiedle, a tutaj jeziora.
-Hej, hej -wszedł mu w słowo Dobowski. Pociągnął kolejny łyk służbowej whisky. -Pan Dobuś kozie z dupy nie wypadł, dlatego myślał nad tym całą noc. Popatrzcie, te bloki przesunie się na jezioro, a jezioro przesunie się tu na ten las. Kopalnie dumnie będą stały w samym środku miasta w miejscu bloków. Ma się ten łeb!!
Alka Wolska poprawiła łańcuch ze złotym orłem.
-Czy jest pani Babkowska na łączach, bo nie wiem, czy to jest zgodne z ustawą, regulaminem i paragrafem? Bo jeśli zgodne, to trzeba te skarby wydobyć jak najszybciej.
-Jest tylko jeden warunek -Dobowski odstawił szklankę z bursztynowym alkoholem i rozłożył na biurku Mirona kartkę z wypunktowanymi warunkami. -Pan Dobuś będzie dostarczał do wszystkich kopalni prąd, benzynę, stal, wodę, beton, i co tam jeszcze będzie trzeba, i będzie miał wyłączne prawo do sprzedaży wszystkich wydobywanych skarbów. A prezesem kopalni będzie Działkowicz. I tyle.
Zadowolony Miron w tym czasie układał już pasjansa w składówce na mopy.
Przedstawione sytuacje i postacie są
wytworem wyobraźni autora, kreacją
artystyczną, choć autor inspiruje
się obserwacjami sytuacji i postaci
prawdziwych. Autor nie ponosi
odpowiedzialności za jakiekolwiek
skojarzenia.
Napisz komentarz
Komentarze