Pierwszy to brak kompetencji do sprawowania funkcji. Chodzi zarówno o kompetencje miękkie, jak i twarde. Twarde są mniej istotne, bo procedur i prawa można nauczyć przez 9 lat nawet małpę. Miękkie kompetencje oceniam na dwóję na szynach.
Drugi to znakomita, skrajna wręcz, niekompetencja w doborze zastępców i najbliższych współpracowników. Może to wynikać z kolejnych dwóch przyczyn. Albo Karolczuk nie umie, bo w szkole nie uważał, albo nie może, bo wszystko ma narzucone przez kogoś z zewnętrznego kręgu decyzyjnego. Były nawet jakiś czas temu pogłoski, że faktyczne decyzje podejmuje Dobkowski, Kornelius i Chodkiewicz, być może także Sieczkowski, a Mirosław jedynie je podpisuje. Ale to tylko pogłoski, choć w urzędzie pracownicy w nie wierzą.
Trzeci to brak kontroli nad procesami w urzędzie. Skutki są takie, że co raz mamy do czynienia z jakimiś kwiatkami, kryzysami, aferami, którym można łatwo zapobiec, gdyby ktoś śledził procesy zarządcze, stawiał i rozliczał zadania, wyciągał konsekwencje personalne. Pamiętamy jednak, jak Sieczkowski, który był współwinny, może nawet bez „współ”, utraty ogromnych pieniędzy z Funduszy Norweskich, pieniędzy, które mogłyby przenieść Augustów do XXI wieku w wielu wymiarach, został ukarany awansem z funkcji skarbnika na funkcję zastępcy samego Mirosława. Za stwierdzenie, że w urzędzie zarządzanie kryzysami leży i kwiczy, mam kolejną sprawę sądową, którą wytoczyło mi miasto i Sławomir Sieczkowski. Lada tydzień sprawa zostanie zakończona w pierwszej instancji. Nie znam wyroku i czekam nań bez lęku. Jednak podczas przesłuchiwania świadków odkryta została dużo bardziej przerażająca tajemnica magistrackich gabinetów i gabinecików. Usłyszałem, że Augustów przez ekipę Karolczuka i Dobkowskiego jest zarządzany „na gębę”. Ważne decyzje są wydawane bez podpisów, przez telefon, w przejściu, w korytarzu, na schodach. Nie ma procedur, jest za to uznaniowość, proszalność. Wszystko udekorowane zachowaniami autokratycznymi na poziomie zastępców Karolczuka, bo jego samego nikt chyba poważnie nie traktuje.
Tak miastem nie można zarządzać w sposób odpowiedzialny.
Ekipa Karolczuka ma także zalety i ogromne przewagi.
Sporą zaletą jest siermiężny wprawdzie, pozbawiony polotu, ale w jakimś stopniu skuteczny, marketing polityczny. Opiera się na zasobach ludzkich, opłacanych przez podatnika, dysponuje drogim sprzętem zakupionym przez podatnika, w tym kamerami, dronami, sprzętem fotograficznym i wszystkim, co potrzebne jest w każdej poważnej agencji reklamowej. Do kompletu mamy też biuletyn reklamowy, wydawany w przeogromnych nakładach za pieniądze podatnika. Wydawcą jest urząd miejski, redaktorem naczelnym Mirosław Karolczuk, głównym pozytywnym bohaterem tego wydawnictwa Mirosław Karolczuk, głównym negatywnym opozycja. Od ponad roku nie możemy się dowiedzieć, ile to rozpasanie marketingowe kosztuje, ale należy przypuszczać, że są to setki tysięcy złotych.
Przewagą ekipy Karolczuka mogą być też pieniądze. Podwyższali sobie pensje o prawie 100% w ciągu roku. Myślę, że część z tej kasy zostanie przeznaczona na wybory. A to też są sumy liczone w setkach tysięcy złotych. Opozycja o takiej forsie nawet nie marzy.
Zgadnijcie zatem, kto będzie miał największy i najdroższy baner w Augustowie?
Napisz komentarz
Komentarze