Bartosz Lipiński
Nosił wilk razy kilka, poniosą i wilka
Panie prezesie, Sąd Okręgowy w Suwałkach oddalił powództwo Tomasza Dobkowskiego przeciwko pańskiej osobie. Jakie emocje towarzyszą panu po rozstrzygnięciu sądowym?
-Jestem zadowolony z decyzji sądu. Szczerze mówiąc spodziewałem się takiego wyroku. Od początku mówiłem, że w żaden sposób nie pomówiłem pana Dobkowskiego, nie miałem na celu jego obrażanie. Moje słowa na sesji 6 lutego 2020 roku nie miały wpływu na sytuację prowadzonego przez niego biznesu. Broniłem Puszczy Augustowskiej przed degradacją, a doszłoby do niej bez wątpienia, gdyby przyjęto do realizacji wariant przebiegu południowo-wschodniej obwodnicy Augustowa, za którym optował pan radny i jego sojusznicy. Mówiłem również o konieczności konsultowania tych zamierzeń ze społeczeństwem. Użyłem wówczas sformułowania, że to mieszkańcy miasta oraz okolicznych gmin są suwerenem i właścicielem terenów, przez które ma przebiegać nikomu niepotrzebna obwodnica. Podejmowanie decyzji przez grupę radnych w tak ważnej sprawie ponad głowami społeczeństwa to niedopuszczalne działanie. Pan Dobkowski prowadzi stację benzynową w miejscowości Frącki. Jest oczywiste, że poprowadzenie ruchu ciężkiego przy jego biznesie przełoży się na zwiększone dochody stacji paliw. Jestem przedsiębiorcą i rozumiem fakt, że każdy biznesmen chce jak najlepiej dla swojej firmy. Ale najważniejszy jest interes społeczeństwa. Po tym, kiedy pan Dobkowski zapowiedział złożenie przeciwko mnie pozwu, otrzymywałem wiele sygnałów poparcia od mieszkańców. Nieznani mi ludzie podchodzili do mnie na ulicy i mówili, że trzymają kciuki. Dziękuję za tę życzliwość i okazane wsparcie, które dodawały mi wiary w trudnych chwilach.
Wysoki Sąd w uzasadnieniu wiele uwagi poświęcił konstytucyjnym zapisom o wolności słowa, prawie do wyrażania nawet odważnych poglądów i ocen wobec osób publicznych.
-Po wyroku powiedziałem mediom, że decyzja sądu i jej uzasadnienie to dobra informacja nie tylko dla mnie, ale dla całego społeczeństwa Augustowa. Ubolewam nad tym, że niewielu mieszkańców przychodzi na sesje, aby zabrać głos w istotnych dla miasta tematach. Myślę, że skierowanie przez pana radnego pozwu do sądu przeciwko społecznikowi, przełożyło się na brak inicjatywy mieszkańców. Augustowianie mogli się zwyczajnie obawiać, że za krytyczne słowa może spotkać ich to samo, co mnie. Podejrzewam, że pozew sądowy miał na celu mnie uciszyć i sprawić, że przestanę mówić niewygodne rzeczy o rządzących. Uzasadnienie sądu, gdzie podkreślono prawo wolności wypowiedzi i wspomniano o grubszej skórze, którą muszą posiadać osoby publiczne, to przełom. Liczę, że ta historia doda ludziom większej odwagi, bo radni nie są świętymi krowami i podlegają ocenie społecznej. Jeśli się tego nie rozumie należy zrezygnować z mandatu. Mam nadzieję, że pan Dobkowski wkrótce straci mandat radnego i jestem bardzo zadowolony z ostatniej decyzji wojewody podlaskiego, który wezwał radę do podjęcia stosownej uchwały. Podsumuję to słowami: „Nosił wilk razy kilka, poniosą i wilka”.
Przypomnijmy, że wyrok Sądu Okręgowego w Suwałkach nie jest prawomocny i można go zaskarżyć. Czy jest pan przygotowany na kolejne spotkanie z Dobkowskim w sądzie?
-Oczywiście, że tak. Nie odmawiam panu Dobkowskiemu prawa do odwołania. Stawię się na każde wezwanie sądu i będą dalej bronił swojego stanowiska. Zamierzam wygrać tę sprawę do końca. Jestem przekonany, że racja w tym sporze leży po mojej stronie i wierzę, że wyrok pierwszej instancji będzie podtrzymany po jego ewentualnym zaskarżeniu. Wysoki Sąd badał tę kwestię bardzo skrupulatnie, z zachowaniem najwyższej staranności, na bazie materiałów dowodowych. Trudno byłoby zrozumieć, gdyby nagle w tej historii miały pojawić się jakieś nowe okoliczności. Ale żyjemy w państwie demokratycznym i jestem gotowy na wszystko. Z mojego punktu widzenia ta sprawa jest dogłębnie wyjaśniona, nie ma powodu do niej wracać.
Kilka miesięcy temu wspominał pan, że podjął pan próbę polubownego rozwiązania tego konfliktu. Z pańskiej relacji wynikało, że ręka wyciągnięta do zgody została odrzucona.
-Pan Dobkowski mógł uniknąć goryczy porażki przed sądem, gdyby wyraził wolę pojednania. Przed pierwszą rozprawą w marcu otrzymaliśmy propozycję spotkania z udziałem mediatora, ale żadna ze stron nie chciała z tego skorzystać. Pojechałem na stację benzynową prowadzoną przez pana radnego i rozmawiałem z nim w jego gabinecie. Pan Dobkowski był przekonany, że wygra ze mną w sądzie i nie dopuszczał innej myśli. Zaproponowałem mu pojednanie, bo nie widziałem sensu procesowania się z nim. Powiedziałem mu: „Dajmy sobie z tym spokój i podajmy sobie ręce”. Przypomniałem też, że nasze rodziny przez lata żyły ze sobą w zgodzie. Pan Dobkowski przystał na to i podaliśmy sobie ręce w geście pojednania. Wskazał jednak, żebym napisał list do „Augustowskiego Reportera”, w którym opisałbym wydarzenie będące przyczyną sporu i dostarczył go jemu. Po zapoznaniu się z treścią napisanego przeze mnie listu pan Dobkowski zwinął kartkę w kulkę i rzucił nią we mnie. Wyszedłem z jego gabinetu i na tym nasze rozmowy się zakończyły. Byłem zszokowany, że radny mógł zachować się w ten sposób, rzucając papierami w osiemdziesięcioletniego człowieka. Nigdy nie przeprosił za swoje zachowanie. Kiedy spotykaliśmy się na sądowym korytarzu ani razu nie powiedział do mnie nawet grzecznościowego dzień dobry, a przecież jest osobą znacznie młodszą. Rzuconą we mnie przez pana Dobkowskiego zgniecioną kartkę papieru schowam sobie, jako pamiątkę.
Niedawno relacjonował pan, że podczas rozpraw dużo miejsca poświęcono „Przeglądowi Powiatowemu”. To zaskakująca sytuacja, przecież ta sprawa nie dotyczyła „Przeglądu”.
-Potwierdzam, że podczas kolejnych rozpraw pan Dobkowski i jego otoczenie bardzo wiele miejsca poświęcali „Przeglądowi Powiatowemu”. Byłem zdumiony oraz traktowałem to, jako próbę odwrócenia kota ogonem. Usłyszałem mnóstwo insynuacji, że „Przegląd”, a zwłaszcza redaktor naczelny pan Krzysztof Przekop mną kieruje, nakłania mnie do krytyki i przekazuje mi, co powiedzieć na dany temat. Teoria mówiąca o tym, że jestem sterowany przez gazetę jest absurdalna i oczywiście ją zdementowałem. Jeśli dobrze pamiętam „Przegląd Powiatowy” pojawił się na rynku pod koniec lat 90. Ja już blisko dziesięć lat wcześniej chodziłem na sesje rady i wypowiadałem się na tematy społeczne. Z „Przeglądem” nie łączy i nigdy nie łączyła mnie żadna szczególna relacja. Doceniam wkład tej gazety w opisywanie istotnych spraw i jej odwagę w pokazywaniu często niewygodnych dla rządzących faktów, ale niejednokrotnie w różnych sprawach mamy inne zdania. Każdy znający mnie człowiek wie, że nigdy nikt mną nie sterował, nie pozwoliłbym na to. Tę niezależność świetnie znają członkowie Towarzystwa Miłośników Ziemi Augustowskiej, którym demokratycznie zarządzam od kilku kadencji. Tak częste wspominanie przez Dobkowskiego i jego otoczenie o „Przeglądzie” i panu redaktorze Przekopie w kontekście sprawy niedotyczącej gazety, może przypominać jakąś formę obsesji.
Co najbardziej utkwiło panu w pamięci po zakończonym niedawno procesie? Pierwszy raz w historii został pan pozwany do sądu za wypowiedzi w ramach publicznej dyskusji.
-Najbardziej w pamięci utkwił mi widok pani mecenas urzędu miasta w Augustowie, którą na świadka powołał pan Tomasz Dobkowski. Zarówno ja, jak i mój obrońca byliśmy zdziwieni, że urzędnik wynagradzany przez burmistrza publicznymi środkami, przede wszystkim osoba mająca być obiektywna, bezstronna, apolityczna, decyduje się zeznawać w sądzie w sprawie z powództwa radnego przeciwko mieszkańcowi. To niecodzienna, budząca zdumienie sytuacja.
Niemal dokładnie rok temu pan Dobkowski obrażał pana na komisji uzdrowiskowej. W sposób bardzo niekulturalny nawiązywał do pana wieku, tytułował pana przeciwnikiem rozwoju miasta i stwierdził, że nie robi pan nic dobrego dla miasta. W kuluarach słychać jest opinie, że po skończeniu obecnego procesu, tym razem pan mógłby pozwać radnego. Czy bierze pan po uwagę możliwość, aby bronić przed sądem własnych dóbr osobistych?
-Doskonale pamiętam przywołane sytuacje i obraźliwe słowa skierowane pod moim adresem przez pana Dobkowskiego. Razem z moim obrońcą zastanawiamy się nad konsekwencjami za naruszenie moich dóbr osobistych i głoszenie nieprawdy na mój temat. Nie podjęliśmy jednak żadnej decyzji. Mogę powiedzieć tylko, że niczego nie wykluczam. Dodam także, że obecnie biorę po uwagę wyciągnięcie konsekwencji prawnych od jednego ze świadków powołanych przez pana Dobkowskiego. Każdy ma prawo zeznawać swobodnie, jednak są pewne granice. Słuchając zeznań jednej z osób byłem zdumiony i zdruzgotany. Oceniam jej słowa za bardzo nierzetelne, żeby nie powiedzieć fałszywe. Złożyłem w tej sprawie protest. Przypuszczam, że przyjdzie pora na więcej konkretów oraz przedstawienie personaliów świadka, który broniąc pana Dobkowskiego chyba się zapomniał. Mam złudną nadzieję, że ostatni wyrok podziała na szefa ugrupowania Nasze Miasto korzystnie, że schłodzi mu głowę i nauczy go trochę pokory.
Dziękuję za rozmowę.
*Artykuł ukazał się w 26/2021 numerze "Przeglądu Powiatowego".
Ogłoszenie wyroku:
Video:
Audio:
Komentarz Mariana Dyczewskiego:
Video:
Audio:
Marian Dyczewski o nieudanej próbie pogodzenia się z Tomaszem Dobkowskim:
Napisz komentarz
Komentarze