Na tyle na ile znałem Andrzeja i jego poglądy polityczne, myślę, że, gdyby żył obecnie, to, podobnie jak ja, byłby znów pełen nadziei z powodu zmian, jakie zachodzą w naszym kraju w wyniku ubiegłorocznych wyborów prezydenckich i sejmowych. Byłby zadowolony, że wznowiony został proces odkłamywania historii i budowania państwa takiego o jakim marzyliśmy jeszcze przed „Solidarnością”, czyli demokratycznego i sprawiedliwego, w którym zło (jak stan wojenny) – nazywa się złem, a wysiłek władz państwowych nakierowany jest na dobro i godność państwa i narodu, a nie na dobro samych władz.
-Czy sądzi Pan, że Andrzeja Nietupskiego należy nazwać bohaterem?
- Nie czuję się upoważniony do rozstrzygania w takiej sprawie. Jednak, znając Andrzeja, wiem, że z pewnością oponowałby przed takim tytułowaniem. Był zdania, że tytuł ten winien być pozostawiony dla osób, które w sposób szczególny zaznaczyły swoją obecność w dziejach, ponosząc przy tym szczególne ryzyko i tragiczne konsekwencje. Nie brakuje takich osób w naszej historii ostatnich dziesięcioleci. Wystarczy wspomnieć płk. Kuklińskiego, rtm. Pileckiego, bł. ks. Jerzego Popiełuszkę. Natomiast Andrzej po prostu był przyzwoitym człowiekiem i gorliwym patriotą, który choć pozbawiony możliwości szerokiego działania, nie zgadzał się z zastanym stanem rzeczy i konsekwentnie zmierzał do jego zmiany, pozostając jednocześnie zawsze skromnym. Takim go zapamiętam.
Ze stanu wojennego dobrze pamiętamy płonące koksowniki, przejazdy kolumn wojskowych, uzbrojone patrole. Do innych uciążliwości, jak przerwy w dostawach prądu, zakłócenia w komunikacji miejskiej i dalekobieżnej, wielogodzinne kolejki, byliśmy już przyzwyczajeni od wielu miesięcy i jakoś sobie z tym dawaliśmy radę. Naprawdę nieznośnie było wdzierające się stale w świadomość poczucie, że runęły w gruzy nasze marzenia o dobrej odmianie, że kolejny zryw Polaków ku wolności spełzł na niczym, że właściwie nie ma już nadziei.
Napisz komentarz
Komentarze