Radna miejska złożyła skargę na działalność burmistrza Augustowa. Chodziło o głośną sprawę niedopuszczenia jej do rozmów z mieszkańcami. Radna miała poważny problem z wejściem do budynku magistratu, następnie pocałowała klamkę gabinetu burmistrza. Włodarz miasta tłumaczył się z zaistniałego zdarzenia m.in. obostrzeniami związanymi z epidemią koronawirusa. Zadeklarował, że wyciągnie z tej sytuacji wnioski na przyszłość.
Bartosz Lipiński
Nietypowy kłopot radnych miejskich
W pierwszej połowie maja w augustowskim urzędzie miasta odbyło się spotkanie dotyczące podwyżek i remontów w mieszkaniach komunalnych. Z burmistrzem oprócz lokatorów w tej sprawie chciały dyskutować radne i członkinie społecznej komisji mieszkaniowej: Aleksandra Sigillewska z PiS i Izabela Piasecka z KO. Historia miała zaskakujący finał. Przez długi czas drzwi do magistratu były przed radnymi zamknięte. Po wejściu do urzędu skierowały się do gabinetu burmistrza chcąc uczestniczyć w rozmowach. Ale nie zostały wpuszczone do środka. Radne było rozżalone zaistniałą sytuacją. Przekonywały, że naruszono ustawę o samorządzie gminnym w artykule 24 ustępie 2, jednoznacznie określającym uprawnienia samorządowców.
Ustawa jasno precyzuje uprawnienia
W przywołanym przepisie czytamy: „W wykonywaniu mandatu radnego radny ma prawo, jeżeli nie narusza to dóbr osobistych innych osób, do uzyskiwania informacji i materiałów, wstępu do pomieszczeń, w których znajdują się te informacje i materiały, oraz wglądu w działalność urzędu gminy, a także spółek z udziałem gminy, spółek handlowych z udziałem gminnych osób prawnych, gminnych osób prawnych, oraz zakładów, przedsiębiorstw i innych gminnych jednostek organizacyjnych, z zachowaniem przepisów o tajemnicy prawnie chronionej”. Radna I. Piasecka zadecydowała o skierowaniu skargi na działalność burmistrza.
Rozmowy dotyczyły działalności rady
Sprawa zgłoszona przez radną KO była dyskutowana na ostatnim posiedzeniu komisji skarg, wniosków i petycji. Izabela Piasecka przyznała, że rozumie obostrzenia związane z epidemią. Przekonywała przy tym, że razem z Aleksandrą Sigillewską została zaproszona do wzięcia udziału w rozmowach przez przedstawicieli mieszkań komunalnych. W spotkaniu miało brać udział trzech mieszkańców i tyle miejsc przygotowano w gabinecie burmistrza. Pomimo tego, że jeden z zapowiedzianych mieszkańców nie przyszedł do urzędu, jego miejsce nie zostało udostępnione którejś z radnych. I. Piasecka podkreślała, że rozmowy nie dotyczyły rzeczy prywatnych, tylko kwestii związanych ściśle z pracą rady. Zdaniem radnej jej obowiązki, możliwość interwencji i wsparcia mieszkańców zostały zablokowane, choć nie przyszła tam z zamiarem wzniecania konfliktu. Autorka skargi stwierdziła, że jest zbulwersowana tą historią.
Groźne konsekwencje koronawirusa
Burmistrz Mirosław Karolczuk przypomniał na komisji, że nie skończyła się jeszcze epidemia koronawirusa. Jak mówił, nikt nie jest pancerny i bardzo łatwo można się od siebie zarazić, a kierowany przez niego urząd dużo uwagi przywiązuje do kwestii bezpieczeństwa. Dowodem na to, że obawy włodarza miasta są uzasadnione miała być sytuacja z jednego z urzędów w Polsce, gdzie od jednej z osób koronawirusem zaraziły się kolejne. Ale powodem niewzięcia udziału w rozmowach przez radne miało być przede wszystkim to, że wcześniej nie zgłosiły takiego zamiaru. W ocenie burmistrza wystarczyło poinformować urząd o planach przybycia na spotkanie. Dzięki temu możliwe byłoby wyznaczenie przez pracowników większej sali lub zwiększenie środków ochrony osobistej. Mirosław Karolczuk obiecał, że wyciągnie wnioski z zaistniałej sytuacji na przyszłość. Prosił żeby na podobną refleksję zdobyły się też inne osoby.
Wystarczyłaby telefoniczna zapowiedź
W ocenie Leszka Cieślika, klubowego kolegi radnej Piaseckiej, cała sprawa mogła potoczyć się inaczej przy odrobinie dobrej woli. Szef klubu KO ocenił, że zasłanianie się epidemią jest przesadne. Radny zaapelował, aby burmistrz, jego zastępca oraz pracownicy urzędu dokładali wszelkich starań, celem umożliwienia działania radnym w sprawach związanych z interesem mieszkańców. Leszek Cieślik stwierdził, że mieszkańcy mając obok siebie reprezentujących ich radnych czują się bezpieczni. Porównał do absurdu rzeczywistość, kiedy radni musieliby informować burmistrza na piśmie o chęci uczestniczenia w spotkaniu. Burmistrz ripostował, że nie chodzi o formalne wnioski, a zwykłą informację telefoniczną. Skarga radnej Piaseckiej na działalność burmistrza decyzją radnych z koalicji rządzącej została uznana za bezzasadną. Była to spodziewana decyzja, niesmak pozostał. Przyszłość zweryfikuje wyciągnięte wnioski.
Napisz komentarz
Komentarze