Dawniej rajd odbywał się na trasie Paryż-Dakar, ale kilka lat temu został przeniesiony do Ameryki Południowej. Która trasa była dla pana trudniejsza, ta dawna czy obecna?
-Rajd Dakar został przeniesiony do Ameryki Południowej ze względów bezpieczeństwa, gdyż istniało zagrożenie zamachów terrorystycznych. Pojawiła się duża obawa, że może dojść do incydentów na terytorium Mauretanii czy Mali, straszono zawodników porwaniami, stąd organizator zrezygnował z Afryki. Kiedy jechałem w edycji rajdu 2007 przez teren Sahary Zachodniej (państwo na terytorium Maroko, ciągle walczące o niepodległość), to samochody zostały ostrzelane przez snajperów. Mieliśmy dziury po kulach w elementach karoserii. Jeśli chodzi o trasę to trudności na Saharze są takie same jak te w Argentynie, Peru czy Chile. Jednak w nowej odsłonie Dakaru mamy zdecydowanie lepszą bazę. Po przejechaniu etapu, nawet do tysiąca kilometrów dziennie, dojeżdżamy do miejsca, gdzie jest obóz. Często porządnie zorganizowany. Mamy tam coś ciepłego do zjedzenia, toalety i nareszcie możemy w spokoju wypocząć. Natomiast podczas prawdziwych afrykańskich Dakarów bezpośrednio po burzy piaskowej bazy często nie było. Na koniec etapu mieliśmy do dyspozycji namioty beduińskie, podparte kijem. Czasami było coś do zjedzenia, ale kiedy nie docierały do nas samoloty z transportem żywności to i tego brakowało. Zdarzało się też, że przez trudną drogę nie mogli do nas dotrzeć nasi serwisanci i sami musieliśmy naprawić samochód. Takich problemów nie ma raczej w Ameryce Płd.
Napisz komentarz
Komentarze