Czy podczas startów w Rajdzie Dakar miał pan groźny incydent lub wypadek na trasie?
-Osiem startów w Dakarze rozłożyło się u mnie na kilkanaście lat. To ogromny szmat czasu, więc tych przygód było bardzo wiele. Za każdym razem musiałem przejechać około 10 tys. km, w bardzo ekstremalnych warunkach i terenie. Rzeczywiście były momenty, kiedy kolokwialnie mówiąc włosy pod kaskiem stawały dęba. Ale trzeba było szybko o tym zapomnieć i jechać dalej. Zdarzyła nam się bardzo niebezpieczna sytuacja podczas przejazdu w Andach, kiedy „przestrzeliliśmy” zakręt i lecieliśmy w przepaść. Pomyślałem sobie, że to już koniec i nic nas nie uratuje. Okazało się, że około 4 metrów niżej była 20-metrowa „półka”, która zatrzymała samochód. Za nią była już tylko kilkusetmetrowa przepaść. Takie zdarzenia powodują, że przez chwilę człowiek widzi ''koniec'' przed oczami. Jednak za chwilę musi dojść do siebie, wymazać to z pamięci i zrobić wszystko, żeby przejechać kolejne kilometry, etapy aż do samej mety.
Napisz komentarz
Komentarze