Sławojek i Felek Skonopi stali obok Mirona z minami, jakby przed chwilą zjedli cytrynę.
-Nie sądzicie, że to jest porażka? -spytał Sławojek, nieśmiało zerkając na scenę, gdzie akrobatka wykonywała spektakularne tricki na linie dla jednego, bardzo zainteresowanego psa.
Felek Skonopi uśmiechnął się szeroko, patrząc na wielki pusty trawnik, jak na swoje największe dzieło.
-Porażka? Przeciwnie, to jest sukces!
Miron zdezorientowany podrapał się po głowie.
-Jak to? Przecież... nikogo tu nie ma.
Felek, z miną filozofa, odpowiedział:
-Czyż nie jest piękne, że stworzyliśmy coś, co przyciąga tak wyjątkowego widza? -wskazał na psa, który w tym momencie zdecydował, że występ akrobatki jest idealnym tłem dla jego popołudniowej drzemki.
Miron patrzył na Felka, zastanawiając się, czy to jest mistrzostwo w odwracaniu kota ogonem, czy może Felek po prostu zwariował.
-Zobaczcie -kontynuował Felek. -Zamiast narzekać, że nie ma ludzi, powinniśmy się cieszyć z tego, że mamy miejsce dla takiego psa! Przecież to jest prawdziwy sukces! Możemy być dumni, że zorganizowaliśmy pierwszy światowy festiwal dla psa!
Miron i Sławojek spojrzeli na siebie, a potem na psa, który teraz spał spokojnie pod sceną. Felek z triumfem na twarzy ogłosił:
-Naszomiastowe Inspiracje - największy festiwal dla psa w Polsce! Hura!
Jak na zawołanie, na scenę wszedł mały, pulchny mężczyzna z akordeonem na ramieniu. Był to artysta z Warszawy, gwiazda festiwalu. Rozejrzał się zdumiony po pustej widowni, zerknął na psa, teraz wygodnie ułożonego pod sceną, uśmiechnął się i rozpoczął swój występ.
Zaledwie kilka nut rozbrzmiało nad pustą widownią, gdy pies nagle podniósł głowę. Muzyk zagrał kilka akordów piosenki „O sole mio”, a pies, ku zdziwieniu wszystkich, zaczął wydawać dźwięki, które zaskakująco przypominały... śpiew.
Miron, Sławojek i Felek patrzyli zszokowani, jak pies, z zamkniętymi oczami, wydawał dźwięki, które były harmonijne z muzyką warszawskiego artysty. Publiczność - trójka urzędników i właściciel psa, który właśnie przybył, patrzyli na tę niecodzienną scenę z otwartymi ustami.
-Azor! -zawołał właściciel psa, starszy pan. -Nie wiedziałem, że umiesz śpiewać!
Podszedł do Mirona i przybił mu piątkę.
-Mironie, to jest naprawdę coś! Może za rok zorganizujesz festiwal dla śpiewających psów?
Miron poczuł, że to jednak wielki sukces.
-Czemu nie? Azora już mamy, teraz musimy tylko znaleźć więcej psów z talentem!
Śmiech rozbrzmiewał na placu festiwalu, a Azor i akordeonista z Warszawy kontynuowali swój niecodzienny duet. Był to festiwal, jakiego świat jeszcze nie widział, festiwal, na którym główną gwiazdą był śpiewający pies. I w tym momencie dla Mirona, Sławojka, Felka i całego naszego miasta, to naprawdę wyglądało na sukces.
Gdzieś z boku, uroczyście prezentując swoje puszyste czarne futro, pojawił się Behemot - olbrzymi kocur, który był prawdziwą legendą naszego miasta. Znany ze swojej niezależności i ogromnego apetytu, Behemot cicho obserwował występ psa i akordeonisty.
Pod sceną zaczęły biegać myszy, zwabione resztkami jedzenia z pobliskich zamykanych pośpiesznie stoisk. Behemot zaczął prawdziwe polowanie. Jego zwinne ruchy były prawie jak taniec - taki, którego żaden z ludzi, czy nawet Azor, nie był w stanie naśladować. Behemot skakał, łapał i bawił się z myszami, nie przerywając obserwacji koncertu.
W końcu, po kilku udanych polowaniach, Behemot podniósł głowę i popatrzył na scenę z zainteresowaniem. Akordeonista, który obserwował kocura, zaczął grać melodyjną piosenkę, której rytm pasował do ruchów Behemota.
Kocur, wydając głośne „mrrr”, zdecydował, że to idealny moment, aby dołączyć do występu. Wskoczył na scenę, po czym zaczął prezentować swoje łowieckie ruchy, które były jak taniec. W takt muzyki akordeonu, Azor śpiewał, a Behemot tańczył.
To był widok, którego nikt się nie spodziewał. Azor i Behemot, pod kierunkiem akordeonisty, stworzyli niepowtarzalne show, które przyciągnęło nawet kilku przypadkowych przechodniów, którzy z niedowierzaniem patrzyli na tę niecodzienną scenę.
Miron, Sławojek i Felek Skonopi patrzyli na to wszystko ze zdumieniem. Cóż, może nie było spodziewanej wielkiej publiczności na festiwalu, ale występy były niezapomniane. Miron spojrzał na swoich towarzyszy partyjnych i uśmiechnął się.
-Kto by pomyślał, że taka klapa okaże się sukcesem?
Teraz już zupełnie spokojnie mógł udać się pod schody, by układać pasjansa.
Napisz komentarz
Komentarze