Dzisiaj nie może tyle wypić. Skończy ten sześciopak, może jeszcze jeden. Bo ma dużo do przemyślenia, do zaplanowania. Musi uratować partię.
Kilka miesięcy temu został przewodniczącym w całym powiecie. Myślał, że teraz świat należy do niego, że teraz porządzi. Okazało się, że do partii należy dwanaście osób, liczba apostolska, ale nikt nie płaci składek. Poprzedni przewodniczący wyrzucił całą masę członków. Tak po prawdzie wyrzucił ich sam PREZES. W Warszawie ich powyrzucał. Babkowski musiał przyznać, że PREZES słusznie wyrzucił miejscową idiotkę, jedną złodziejkę i jednego pijaka, tutejszego kretyna. Ale widział też problem kurczenia się kadr. Do rządzenia potrzebne są zdyscyplinowane, bezkompromisowe i bezmyślne kadry. Gdy członkowie zaczynają rozmyślać, rodzą się w ich głowach pytania, wątpliwości, jakieś pierdolone empatie. Partia zamiast rządzić staje się kółkiem dyskusyjnym. A wiadomo, że z takich dyskusji nic dobrego nigdy nie wynika. Bywa, że kasą się trzeba dzielić. Od gadania na pewno kasy nie przybywa, a przecież wiadomo, że kasa kręci światem. Dlatego Babkowski nie zamierzał siedzieć z założonymi rękami. Musiał działać i to szybko. Najpierw umyślił sobie, że wyrzuci z partii najbardziej dyskutujących. Dyskutasów, jak o nich myślał. Zadzwonił do województwa, do jednego posła, który teraz wszystkim rządził, umówił się z nim na wódkę i przy trzeciej flaszce miał sprawę obgadaną i załatwioną. Musiał rano posłowi przypomnieć, bo ten wieczorem nie wyglądał, jakby coś zapamiętał. W ten sposób z partią pożegnało się dwóch dyskutasów. Teraz przyszła pora na planową odbudowę kadr. Miał na oku kilku niezbyt rozgarniętych obywateli. Zorganizował spotkanie o papieżu, ale prawie nikt nie przyszedł. Zaczął chodzić po domach, namawiać. Udało się zapisać jednego starszego towarzysza, który miał spore doświadczenie partyjne jeszcze z czasów stanu wojennego. Był w ZOMO, był przewodniczącym podstawowej organizacji partyjnej Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej w dużej fabryce, był też w Związku Socjalistycznej Młodzieży Polskiej, młodzieżowej przybudówce PZPR. Ale to wcześniej. Potem w latach przemian musiał się wycofać, bo ludzie pamiętali, jak służył komunistom, ale teraz dzięki Babkowskiemu towarzysz komunista w glorii i chwale wraca na salony polityczne. I w dodatku tenże towarzysz ma podobnego kolegę, z którym obiecał porozmawiać o zapisaniu się do partii. Zrobi się z nich radnych, albo coś takiego.
Babkowski musiał jednak ocenić, że po dwóch tygodniach ciężkiej pracy bilans był słaby. Dwóch wyrzuconych i jeden członek, towarzysz raczej, przyjęty, no i jeden prawdopodobnie. Babkowski wiedział, że w ten sposób kadr partyjnych nie zbuduje. Trzeba mu hurtu, musi znaleźć system do przyjmowania czwórkami chociaż.
Siedział tak sobie za biurkiem Mirona, otworzył ósme lub może nawet dziewiąte piwko i myślał. Przecież partia ma sprawdzone kadry. Z odpowiednią przeszłością. Nawet haki na każdego z członków są odpowiednie i wystarczająco kompromitujące. Niestety przez działania poprzedniego, pożal się boże przewodniczącego, te sprawdzone kadry zostały wyrzucone z partii. Fakt, pod wyrzuceniem podpisał się sam PREZES w Warszawie, ale co PREZES może wiedzieć o kłopotach partii w naszym mieście. Do grona kandydatów można dołożyć Mirona. Niezbyt rozgarnięty, ma przeszłość w organach bezpieczeństwa poprzedniego systemu, jakimś szpiegiem był czy donosicielem, ale Mirona trzeba zostawić na później, kto wie, czym się jeszcze popisze?
Babkowski wiedział, że czas działa na jego niekorzyść. A przecież każdy wie, że czas to pieniądz. A pieniądz jest najważniejszy. Musiał przejąć część przepływów gotówkowych, bo teraz Felek Skonopi zgarniał większość puli. Na mieście mówią o nim, że wszystko bierze. Bardzo to Babkowskiego niepokoiło, że Felek nie dzieli się wziątkami. Przy dziesiątym piwie usłyszał pukanie do drzwi.
-Dzień dobry, czy zastałam Mirona? -w drzwiach stała Mroszkowska.
-Miiirrion jesd chwilowo nieeeobeecny -Babkowskiemu język nieco się plątał. Ale umysł miał jak żyleta. Na widok Mroszkowskiej wpadł na genialny pomysł.
Z partii wyrzucał poseł z województwa, ale potrzebował wypić ze trzy flaszki, więc procedura była dość skomplikowana. Przyjąć do partii mógł sam Babkowski. Jeden podpis i załatwione. Wejście Mroszkowskiej uświadomiło mu, że jest królem życia.
Tego wieczoru to niemożliwe, nie utrzyma długopisu, ale jutro przyjmie do partii miejscową idiotkę i tutejszego kretyna, w dodatku pijaka, oraz złodziejkę. Ma na nich teczki pełne haków, nie pytają za wiele, nie dyskutują, posłusznie wykonują polecenia i rozkazy. Jego podstawowa organizacja partyjna w powiecie będzie jak armia, a on sam będzie jak zdobywca. Babkowski zdobywca. Patrzył dumnie na swoje odbicie w szybie. Włos zaczesany, broda w górze.
Miron w tym czasie kończył układać kolejnego pasjansa w składziku na mopy.
*Przedstawione sytuacje i postacie są wytworem wyobraźni autora, kreacją artystyczną, choć autor inspiruje się obserwacjami sytuacji i postaci prawdziwych. Autor nie ponosi odpowiedzialności za jakiekolwiek skojarzenia.
Napisz komentarz
Komentarze