Miron - tęsknota za dawną łatwością
Pamięta, jak kiedyś na bosaka biegał po lesie. Cóż to były za emocje, entuzjazm, szał, uniesienie wręcz. Każdy dotyk ściółki nagą stopą parzył, a ciepło rozchodziło się od dołu, aż do czubka głowy. Od kiedy rządził naszym miastem, takie spacery po lesie, zwłaszcza bez butów nie były możliwe. Lasy mają teraz mnóstwo pułapek. Jakby ktoś je zaminował. Miron zlikwidował na początku kadencji wszystkie sławojki, bo Sławojek się denerwował, że niby go obrażają. No i się zaczęło. Dzień później Miron biegał po lesie, a tam gówno na gównie. Kilka razy wpadł na kupę, zanim się zorientował, że każda kupa jest oznaczona. Przy każdej leżał kawałek białego papieru. Miron uznał, że to bardzo miłe, że ludzkie miny są tak sprytnie oznaczane. Przez jakiś czas system działał, ale potem min było tak dużo, że co chwila stopa Mirona lądowała na czymś śliskim i brązowym. W szale namiętności nie zwracał na to uwagi, ale zauważył, że co rano ma brudne prześcieradło, brązowawe. Mył nogi codziennie po obudzeniu, a prześcieradło miało wstrętne plamy. Musiał uznać wyższość higieny i porzucić leśne schadzki.
Przerzucił się na rozbieranie. Wydawało się równie seksowne i frywolne, a nie brudziło prześcieradła. Uwielbiał odsłaniać kolejne warstwy, przekopywać się przez zasłony, dotykać niewidzialnego. To było takie nęcące, pociągające, filuterne i kusicielskie. Rozbieranie to był jego nowy fetysz i afrodyzjak zarazem. Przy rozbieraniu czuł za każdym razem tak wielkie, tak nieopanowane podniecenie, że zapominał o lesie, o bieganiu, o pachnącej ściółce. Pierwszy raz rozbieranie zaliczył kilka lat temu, gdy na jego oczach i na jego rozkaz koparka rozebrała, rozwaliła bar nad jeziorem. Podniecenie trwało kilka dni, a może nawet kilka tygodni. Pierwszego razu się nie zapomina. Miron do dzisiaj na samo wspomnienie dostawał gęsiej skórki, mrówki przebiegały mu po ciele. Pamięta ten chłodny wilgotny piasek na plaży, plusk wody, lekką bryzę zmieniającą kierunek w zależności od pory dnia. I tę wielką koparkę. To były najbardziej romantyczne chwile w jego życiu.
Rozbieranie stało się jego nowym afektem. Chciał iść za ciosem i rozebrać jeszcze jeden bar w centrum miasta, ale Felek Skonopi wytłumaczył mu, że to może skończyć się w sądzie. Nie chciał być gwałcicielem, wolał rozbieranie bardziej żarliwe. Te ostrzejsze formy rozbierania zostawiał sobie na później, gdy już przejmie całą władzę w naszym mieście, gdy żaden Felek ani żaden Sławojek nie będzie mu się wtrącał. To na ten czas zostawił sobie stare drzewa w rynku, które zamierzał wyciąć krok po kroku, jedno po drugim, powolutku, tak by namiętność rozpalała się stopniowo, by utrzymywała się na miłym dla ciała i ducha poziomie.
Teraz musiał zaspokoić się czymś mniejszym, czymś mniej spektakularnym. Znalazł pomost na obrzeżach miasta. Deski były całkiem zdrowe, podbudowa solidna. Sporo gwoździ. Ten pomost mógł być źródłem jego ognia wewnętrznego, mógł go rozpalić.
Miron zaczął pomost rozbierać. Każda deska, każdy kołek jęczał pod jego rękami. Rozbierał od samego brzegu, posuwając się w stronę jeziora. Gwoździe lądowały w wodnej toni, deski odpływały w stronę drugiego brzegu. Pracował bez wytchnienia, podniecenie rosło i rosło. Gdy do rozebrania, do odsłonięcia pozostało już tylko kilka desek, Miron zauważył, że jest uwięziony wiele metrów od brzegu. Nie umiał pływać, a jezioro w tym miejscu było dość głębokie. Poza tym nawrzucał na dno gwoździ i nie chciał ryzykować skaleczenia. Wołał o ratunek, ale był środek nocy i tylko gdzieś w oddali słyszał ogniskowe piosenki.
Zaginięcie i dramatyczne wydarzenia nad jeziorem
Rano Sławojek zgłosił zaginięcie Mirona. Na baczność postawiono wszystkie służby. Straż pożarna i policja jeździły po naszym mieście jak oszalałe, migając niebieskimi światłami i hałasując syrenami. Mirona nie znaleziono. Poranni plażowicze widzieli go wprawdzie, jak siedział na słupku oddalonym od brzegu, ale nikt nie zareagował. Wiedzieli, że to Miron, ale nikt nie zamierzał mu pomagać. Dopiero następnej nocy Felek i Szczurek zaliczywszy kolejny bar i kolejne kolejki smacznych napitków, pokłóciwszy się karczemnie z kilkoma turystami, postanowili rozpalić ognisko nad brzegiem jeziora i kulturalnie pośpiewać przeboje w akompaniamencie dużego boomboxa przyniesionego z urzędu. Muzyka grała żwawo i głośno, urzędnicy śpiewali, ogień w ognisku buzował. Widać było, że w okolicznych domach zapalają się światła, zatem mieszkańcom też musiało się podobać.
Felek Skonopi udał się na stronę, by zamieszać nieco wodę w jeziorze i wówczas do jego uszu dobiegł krzyk tłumiony przez kolejny przebój disco polo.
-To ja, Miron. Ratunku.
Jeszcze tej nocy strażacy za pomocą dźwigu i kilku łodzi ratunkowych zdjęli Mirona ze słupka.
Zanim wrócił on do układania pasjansa, pomyślał o kolejnym pomoście do rozebrania. Tamten, w kształcie litery U, dwoma końcami dotyka brzegu. Nie będzie zatem takich problemów, jak tutaj.
*Przedstawione sytuacje i postacie są wytworem wyobraźni autora, kreacją artystyczną, choć autor inspiruje się obserwacjami sytuacji i postaci prawdziwych. Autor nie ponosi odpowiedzialności za jakiekolwiek skojarzenia.
Napisz komentarz
Komentarze