Mirona, który wyszedł z dusznego miasta, odurzył zapach wiosennej nocy. Zza ogrodzenia urzędu napływał od nadrzecznych łąk zapach wody i trzcin. Już w kilka minut później Miron biegł w tajemniczym cieniu wielkich rozłożystych drzew sosnowych. Droga wiodła pod górę. Wspinał się dysząc ciężko, od czasu do czasu wypadał z mroku na wzorzyste księżycowe dywany, które przypominały mu dywany widywane w dużym sklepie. Jeszcze w chwilę później na polanie, na lewo od Mirona, zamajaczyła wędzarnia ryb z wielkim kamiennym kołem i sterta jakichś beczek. W gaju nie było nikogo, prace przerwano o zachodzie słońca, a teraz nad głową Mirona grzmiały kląskające chóry słowicze. Cel był już niedaleki. Miron wiedział, że w mroku po prawej ręce usłyszy lada chwila cichy szept spadającej wody. Tak się też stało, usłyszał go. Robiło się coraz chłodniej. Wtedy zwolnił kroku i cicho zawołał:
-Alka Wolska!
Ale zamiast Alki Wolskiej oderwała się od grubego pnia sosny i wyskoczyła na drogę krępa męska sylwetka. Miron krzyknął cicho, zawrócił i rzucił się do ucieczki, ale inny człowiek odcinał mu już odwrót. Ten pierwszy, z przodu, zapytał:
– Czego chcesz od Alki? Mów, jeśli ci życie miłe!
Nadzieja zaświtała w sercu Mirona i zawołał z rozpaczą:
-Moja ci ona, tylko moja! Nic ci do niej.
-Człowiek, który stał z przodu, błyskawicznie walnął Mirona w brzuch, a właściwie w podbrzusze. W tejże chwili Miron poznał oprawcę. Był nim Dobowski.
–Ak...ka... –wysokim i czystym młodzieńczym głosem, ale pełnym wyrzutu, wyrzekł Miron i nie wydał już żadnego dźwięku. Wtedy podeszła do niego druga postać. Miała na sobie bluzę z kapturem.
-Alka Wolska? -falset Mirona był już niższy.
-Nie zasługujesz Mironie na mnie. Musisz się z tym pogodzić -wysyczała postać. -Pamiętaj, że rolą twoją nie jest myślenie, rolą twoją jest dzielenie.
Księżyc wychynąwszy zza chmur kolejny raz rzucił świetliste wzory, tym razem na zdumioną twarz Mirona. Jego blade lice zrobiło się zupełnie mleczne.
-Będziesz dzielić się z nami wszystkim. Gabinetem, pensją i każdą wiedzą, którą zdobędziesz czy to przypadkiem, czy to nie przypadkiem. Będziesz mnie całować w pierścień przy każdym powitaniu i będziesz przyklękać. Będziesz mi służyć wiernie.
-Ja bym ci służył i bez tego walenia poniżej pasa. Bo ja cię kocham nad życie, ponad wszystko co mam. No może z wyjątkiem pensji, którą mi ustaliłaś. Wszystko tobie oddać pragnę i dla ciebie tylko żyć. Z pielgrzymki zapamiętałem. Ja ciebie chcę kochać miłością romantyczną i platoniczną, by nie pokalać ciebie, boś ty dla mnie aniołem jest.
Dobowski patrzył na ten obrazek i słuchał wszystkiego z bardzo zdziwioną miną.
-Powiedz Alka Wolska, co mu odwaliło. Może przywalę mu raz jeszcze, tym razem w czerep, to mu się odkręci.
-Możesz lekko mu przywalić, by nasz Mironek zrozumiał, że musi być grzeczny, bo jego Alka Wolska jest jego królową, jego księżniczką, jego panią.
Miron jęknął, gdy na środku jego czoła wylądowała włochata pięść Dobowskiego. Jęknął znowu. Tym razem cios był w potylicę.
-Kto wypina, tego wina -zarechotał Dobowski. -Kto prostuje, ten żałuje.
Trele słowików i szum wody cichły, gdy Miron wracał do bram miasta. Tym razem droga wiodła w dół. Minął znowu wędzarnię, sosnowy gaj, dotarł wreszcie do płotu przy urzędzie. Musiał jedynie pokonać wielki betonowy parking, który kiedyś własnoręcznie pozbawił drzew. Dwa razy potknął się o wysokie krawężniki.
Myślał, jak wejdzie do urzędu? Chciał tam schronić się w składziku pod schodami. Tam był jego azyl. Miał tam zdjęcie Alki Wolskiej, miał tam swój ukochany komputer z pasjansami. Martwił się o kod do drzwi wejściowych, bo Alka Wolska zmieniła i mu nie dała.
Postanowił, że wejdzie bez wyłączania alarmu i szybciutko schowa się w swojej skrytce. Zanim dotarł pod schody, syreny alarmowe wyły w całym urzędzie. Gdy zatrzasnął drzwi składówki na mopy i szczotki, hałas stał się znośny. Popatrzył na zdjęcie Alki Wolskiej. Taką ją kochał. Pewna siebie mina, uśmiechnięta umiarkowanie, jasne, mądre oczy.
Włączył komputer. Nie był to najnowszy model, więc na logowanie musiał czekać kilka minut.
Nagle syreny ucichły, a po chwili do drzwi jego kryjówki ktoś zdecydowanie zastukał.
-Panie Mironie, proszę wyjść. Inaczej będziemy zmuszeni wyważyć drzwi.
Miron wychylił głowę. Przed składówką stał ochroniarz Działkowicz. Miron go dobrze znał.
-Dzień dobry panie Działkowicz. O co chodzi?
-Mam polecenie, by pana zaprowadzić do aresztu w piwnicy urzędu. Wszystko, co pan od teraz powie, zostanie użyte przeciwko panu. Amicus Plato, sed magis amica veritas. Pani Alka Wolska zgłosiła, że pobił pan ją i Dobowskiego, a potem wtargnął pan do urzędu. Dura lex, sed lex.
Nieduża i drobna postać Mirona zdawała się robić jeszcze mniejsza. Nerwowo poprawił okulary. Nie rozumiał, co ten znakomity Działkowicz do niego mówił. Jakieś obce słowa, niezrozumiałe wyrazy. Wielki musi być mąż i znamienity, który takie zdania prawić umie.
-Ale tam są myszy i szczury -rozpłakał się Miron.
-Rozkaz to rozkaz, muszę go wykonać. Proszę dać ręce, muszę pana skuć.
Miron posłusznie wyciągnął przed siebie złączone dłonie i wówczas zapaliły się wszystkie światła, a zza węgła wyszła Alka Wolska w towarzystwie Dobowskiego, Czerniawskiej, Sławojka, Felka Skonopi, Krewetkowskowskiej i kilku innych, których Miron nie rozpoznał.
-Jesteś w ukrytej kamerze Miron -wykrzyknęli chórem i zaczęli się głośno śmiać.
Krzysztof Przekop
*Ten odcinek historii Mirona pomógł mi pisać mój bliski przyjaciel z młodości Michał Bułhakow. Pozwoliłem sobie na kilka cytatów z jego największego dzieła.
Przedstawione sytuacje i postacie są wytworem wyobraźni autora, kreacją artystyczną, choć autor inspiruje się obserwacjami sytuacji i postaci prawdziwych. Autor nie ponosi odpowiedzialności za jakiekolwiek skojarzenia.
Napisz komentarz
Komentarze