Bartosz Lipiński
Żołnierzyki starosty Jarosława Szlaszyńskiego
-Zarówno w dzieciństwie jak i obecnie bardzo lubię Święta Bożego Narodzenia. Ze względu na ich szczególny rodzinny klimat, serdeczność, radość, spotkanie z najbliższymi –opowiada starosta augustowski Jarosław Szlaszyński. -Z okresu dzieciństwa najbardziej wryły mi się w pamięć te, gdy ponad 40 lat temu przy wigilijnym stole zabrakło dziadka, który zmarł tuż przed świętami. Ponieważ byłem z nim bardzo związany, uczucie radości mącił smutek z powodu jego śmierci. Był pierwszą zmarłą bliską mi osobą –mówi Jarosław Szlaszyński.
Starosta w dzieciństwie zbierał figurki żołnierzyków. W trzeciej klasie wypatrzył w sklepie z zabawkami zielony wojskowy samochód ciężarowy z plandeką. Idealnie nadawał się do przewozu wojska. Starosta był grzecznym chłopcem i miał bardzo dobre oceny, był pewny, że go dostanie.
-Bardzo się zdziwiłem, gdy po wyjściu św. Mikołaja, a przychodził do mnie najprawdziwszy, znalazłem w paczce autobus. Jak się potem okazało mama, której powinnością było kupowanie prezentów i znała dobrze moje marzenia, chcąc mi sprawić większą radość, uznała że autobus do przewozu żołnierzyków będzie lepszy. Rozczarowanie osłodził wóz strażacki sprezentowany przez babcię i dziadka. A wymarzoną wojskową ciężarówkę dostałem zaraz po wywiadówce.
Ulubionymi potrawami starosty są kapusta z grzybami i śledź. Do jego obowiązków należy zapewnienie choinki, robienie zakupów według otrzymanego szczegółowego wykazu, sprzątanie, zmywanie. W zakresie gastronomii -krojenie, ucieranie, smarowanie, przygotowywanie piany czy masy i inne funkcje pomocnicze.
Bigos od wicestarosty Dariusza Szkiłądzia
-Święta mojego dzieciństwa wyglądały zupełnie inaczej niż obecnie. Z tego czasu pamiętam srogie zimy, bo o tej porze było już bardzo dużo śniegu, czemu towarzyszyły bardzo miłe zdarzenia –wspomina wicestarosta Dariusz Szkiłądź. -Po ulicy Nadrzecznej, na której wtedy mieszkałem, nie jeździły samochody, ale sanie zaprzężone w konie z dzwonkami. Rolnicy, których było wtedy dużo, poruszali się głównie saniami. Całą frajdę stanowiło to, że można było do tych sań się podczepić i pojeździć na butach. To działo się w okresie świąt. Nieopodal mojego domu na terenach lekko bagiennych, które zdążyły już zamarznąć, starsi koledzy robili „krętawę”, czyli wbijali słupek drewniany z drążkiem. Kilku chłopaków kręciło drążkiem, który ktoś inny trzymał, kręcąc się po lodzie na butach lub łyżwach. Oczywiście, przy każdej szkole wylane były lodowiska przez nauczycieli. Przy Szkole Podstawowej nr 5, do której uczęszczałem, były przygotowane różne rzeźby wykonane ze śniegu i lodu, które stanowiły dodatkową atrakcję. Na słupach wisiały głośniki, z których dobiegała muzyka, były zapalone światła. To dawało urokliwy klimat, który kojarzy mi się z okresem świąt zwłaszcza, że Święta Bożego Narodzenia były czasem ferii. Wymienione zimowe zabawy, obok dużej ilości jazdy na sankach, to były miłe chwile spędzane w gronie koleżanek i kolegów, których było więcej niż obecnie, bo dzieci w szkołach uczyło się też dużo więcej. W tym czasie nie było komputerów, ani takich propozycji programowych w telewizji jak obecnie. Jako młodzi ludzie wolny czas spędzaliśmy na świeżym powietrzu we własnym gronie –przypomina D. Szkiłądź.
Prezentem, który wzbudził ogromne emocje wicestarosty były łyżwy typu hokejówki, które zastąpiły „zwyklaki”, czyli buty, do których podpinano łyżwy.
-Jeździło się tak, jakbym przesiadł się z Malucha do Mercedesa. Zmiana tych łyżew była dla mnie wielką frajdą. Niebywałym prezentem były owoce, m.in. cytrusy, pomarańcze, a przede wszystkim banany, które bywały jedynie raz w roku. W okolicy Świąt Bożego Narodzenia wszystkie mamy czekały na dostawę pomarańczy z Kuby. One były różnej jakości, ale jak przypływały, to w każdym domu znajdowały się owoce cytrusowe. Ulubionych świątecznych potraw mam więcej niż jedną. Należy do nich tradycyjny karp, musi być bezwzględnie smażony. Oczywiście barszcz czerwony i na pewno bigos robiony na sposób świąteczny, czyli z grzybami i suszonymi śliwkami, podlewany odrobiną czerwonego wina.
Dziś Dariusz Szkiłądź podczas świąt zajmuje po trochu wszystkim. Sprząta, przygotowuje choinkę, ale też przyrządza bigos, o którym wspominał.
Kulinarne specjały Marcina Kleczkowskiego
Wspomnienia świąteczne przewodniczącego augustowskiego PiS Marcina Kleczkowskiego są związane przede wszystkim z liczną rodziną, rodzicami, trzema siostrami oraz sąsiadką, którą Kleczkowscy traktowali jak członka własnej rodziny. Najbardziej w pamięci radnego utkwiła wyjątkowa atmosfera przygotowań do Świąt Bożego Narodzenia, a także wieczerza wigilijna.
-Z wielkim sentymentem wspominam, jak mama rozdzielała, także między dziećmi, obowiązki związane ze świętami. Wszyscy mieliśmy zadania do wykonania. Mama bardzo dbała też o to, aby pomimo przedświątecznej krzątaniny i pośpiechu, na samej Wigilii nie zabrakło czułych chwil, przytulenia, kolędy. Trudno mi przywołać jedno najmilsze wspomnienie, ponieważ całe moje dzieciństwo, mimo że żyliśmy skromnie, uważam za szczęśliwe. Z samej Wigilii pamiętam rytuał związany z przybyciem Świętego Mikołaja. Tata udając, że dzwoni do sąsiadów informował nas, że Mikołaj jest już blisko naszego domu. Po chwili wychodził na werandę, z której przynosił worek z prezentami i mówił, że sam Mikołaj tak bardzo się spieszył, że nie miał czasu, by choć na chwilę wejść do domu –wspomina radny Kleczkowski.
Szefowi lokalnego PiS najbardziej w pamięci zapadł prezent od zaprzyjaźnionego księdza z Suchowoli. Była to paczka pełna fantastycznych łakoci, zupełnie niedostępnych w tamtych czasach w sklepach. Same opakowania batonów, czekolad robiły wtedy niezwykłe wrażenie.
-Moją ulubioną potrawą są pierogi z kapustą i grzybami, ale w dzieciństwie wygrywały chyba łazanki. Myślę, że moi bliscy oczekują ode mnie większego zaangażowania w świąteczne przygotowania. Dotychczas odpowiadałem za choinkę i sprzątanie. Zdarza mi się udzielić kulinarnie, np. przez przygotowanie pasztetów według przepisu mojej mamy. Jak będzie w tym roku? Obawiam się, że nie wykręcę się byle pasztetem i choinką –powiada Kleczkowski.
Narty byłego burmistrza Leszka Cieślika
Przewodniczący klubu Koalicji Obywatelskiej w radzie miejskiej, Leszek Cieślik, pochodzi z okolic Sandomierza. Tam się urodził i dorastał, a z obecnym województwem świętokrzyskim wiążą się jego najpiękniejsze wspomnienia Świąt Bożego Narodzenia lat dzieciństwa. Leszek Cieślik z nostalgią przywołuje Wigilie, na których zbierała się niemal cała rodzina, a nie tylko osoby z najbliższego otoczenia domowników. Z takiej sytuacji najbardziej cieszyły się dzieci.
-Każdy prezent otrzymany pod choinkę był dla mnie czymś wyjątkowym, ponieważ zawsze stała za nim pamięć moich bliskich. Z dzieciństwa najmilej wspominam narty, które zrobił mi ojciec. Moja rodzina nie była zamożna. Otrzymanie własnoręcznie zrobionych nart wygiętych na parze było wielkim przeżyciem. W okolicy było dużo terenów o charakterze pagórków. Jeżdżenie na nartach było wówczas moją pasją –mówi Leszek Cieślik.
Były wieloletni burmistrz Augustowa powiedział nam, że z dużym wzruszeniem przywołuje prezenty otrzymane od swoich dzieci. Oboje z żoną są prawnikami, dlatego w jego domu zawsze było dużo dokumentów. Na jednej z Wigilii pięcioletni syn L. Cieślika podarował mu napisaną przez siebie „umowę”, co wzbudziło salwę śmiechu u całej rodziny. Co ciekawe ten prezent okazał się proroczy, bo syn szefa klubu KO też po latach został prawnikiem.
-Moja mama powiadała, że podczas świąt należy spróbować każdej z potraw, bo dzięki temu nie będą później bolały plecy. Tę zasadę podtrzymuję do dzisiaj. Najbardziej ze świątecznego stołu lubię kompot ze śliwek. Pamiętam z dzieciństwa, że śliwki były przez nas własnoręcznie rwane, suszone i oczekiwały na święta. Bardzo lubię karpia w każdej postaci, barszcz z uszkami i potrawy z grzybami, ponieważ sam jestem miłośnikiem zbierania grzybów. Uwielbiam pierogi oraz racuszki nadziewane grzybami. Takie racuszki też świetnie pasują do barszczu wigilijnego i mogą zastąpić w nim uszka –powiedział nam Leszek Cieślik.
Radny Cieślik przyznaje, że nie jest najlepszym kucharzem i angażuje się w kuchni wyłącznie do prac pomocniczych. Do jego obowiązków świątecznych należy obecnie zrobienie zakupów i przygotowanie choinki najlepiej będącej w donicy, aby później posadzić ją na działce. Były burmistrz Augustowa pomaga przy świątecznych porządkach, osobiście bardzo lubi odkurzać.
Napisz komentarz
Komentarze