Panie przewodniczący, wielu przyjezdnych zwraca uwagę na chaos architektoniczno-funkcjonalny w mieście. Pojawiają się głosy, że Augustów powinien powołać naczelnego architekta, który sprawowałby pieczę nad wizerunkiem miasta. Czy taka inicjatywa jest możliwa i czy uważa pan ją za słuszną?
- Po części z diagnozą, że w Augustowie brakuje ładu przestrzennego i architektoniczno-funkcjonalnego, nie sposób się nie zgodzić. Uczestniczyłem niedawno w spotkaniu z Filipem Springerem, autorem książki „Wanna z kolumnadą. Reportaże o polskiej przestrzeni”. Z lektury jego książki zapamiętałem dość ciekawy cytat. „Co to jest ład przestrzenny?” pytał autor architektów, wykładowców akademickich. Jedna z definicji brzmiała tak: „Ład przestrzenny to jest coś, o czym każdy architekt i urbanista w Polsce słyszał, ale czego żaden z nich nigdy nie widział”. Faktycznie trochę podobnie jest w Augustowie. Zgadzam się z tezą, że nie jest idealnie. Ale muszę nie zgodzić się z tym, że receptą na te wszystkie bolączki byłoby powołanie naczelnego architekta miejskiego. Otóż, nie byłoby. Z kilku przyczyn. Pierwsza i podstawowa jest taka, że nie jesteśmy miastem na prawach powiatu. Miasto tworzy miejscowe plany zagospodarowania przestrzennego i Rada Miasta takowe uchwala, zresztą po wcześniejszym opracowywaniu przez fachowców, architektów, urbanistów i po szerokich konsultacjach, aby swoją funkcję spełniały. O ile to wszystko leży w kompetencjach miasta, to pozwolenia na budowę wydaje Starostwo Powiatowe. W związku z tym w mieście, które nie jest miastem na prawach powiatu, instytucja architekta miejskiego mogłaby sprowadzać się jedynie do funkcji doradczej i to bardzo miękkiej. Czyli funkcji konsultacyjnej przy uchwalaniu planów i przy opracowywaniu założeń do planów zagospodarowania przestrzennego. Ta funkcja mogłaby być przydatna, natomiast ona w rzeczywistości już jest wykorzystywana, bo kiedy powstaje miejscowy plan zagospodarowania przestrzennego, to nie siada sobie dwóch radnych i nie rysują sobie tego na papierze, jak im się to widzi. Są do tego zatrudniani fachowcy, którzy opracowują te dokumenty tak, aby były spójne, tworzyły jednolitą całość, były funkcjonalne i szanowały przestrzeń miasta. Funkcja naczelnego architekta miasta nie jest instytucją, która nagle i cudownie załatwiłaby wszystkie problemy. Jeszcze raz powrócę do spotkania z Filipem Springerem. Autor, którego bardzo szanuję stwierdził, że problemu tego, iż w Polsce nie zawsze udaje się zrobić wszystko spójnie architektonicznie, nie da się załatwić jednym zakazem, nakazem bądź wytyczną. Potrzeba lat edukacji, poczucia estetyki i przede wszystkim tego, aby inwestorzy szanowali przestrzeń. Nie wydaje mi się, aby architekt miejski w Augustowie miał rację bytu, ze względu na to, że miasto nie ma wszystkich kompetencji, które pozwalałyby na to, aby kreować przestrzeń. Pozwolenia na budowę wydaje kto inny, a fachowcy, jak architekci czy urbaniści, i tak już pracują przy miejscowych planach zagospodarowania. Niektórzy mają mocną wiarę w to, że nakazanie bądź zakazanie czegoś załatwia problem. Mamy miejscowy plan zagospodarowania, który opisuje m.in. jak dany budynek może wyglądać, do czego ma nawiązywać i jakie wymogi spełniać. Uważam, że w wielu przypadkach „koszmarki architektoniczne” powstają, nie dlatego, że taki „koszmarek” wymarzył sobie właściciel, tylko dlatego, że właściciel chciał osiągnąć pewną funkcjonalność. A później zderzył się z planem miejscowym i musiał tę funkcjonalność pogodzić z jego zapisami. W efekcie powstają jakieś hybrydy i pomysły na dziwne budynki. Mam wrażenie, że według niektórych powołanie architekta miejskiego mogłoby rozwiązać wszelkie problemy, a w istocie jest zupełnie inaczej. Abstrahując już nawet od możliwości powołania naprawdę dobrego fachowca, który musiałby przy tym zrezygnować z własnej, dochodowej działalności.
Napisz komentarz
Komentarze