Jest to nostalgiczny powrót do wydarzeń sprzed lat. Skupiając się na teraźniejszości, kiedy narodziła się inicjatywa zawiezienia papieżowi choinki z lasów naszej diecezji?
-Ciągle czułem niedosyt, bo chciałem, aby papież mógł przyjechać tu po latach i powiedzieć, że był w Mikaszówce jako kardynał, może jeszcze wcześniej, żeby odwiedził to miejsce już jako głowa kościoła rzymsko-katolickiego i symbolicznie przekroczył progi stodoły, w której spał. Cały czas liczyłem na powtórną wizytę Jana Pawła II i spełnienie moich marzeń.W 2005 roku zaczęły dochodzić do nas niepokojące informacje z Watykanu, że papież jednak słabnie. Pewnego zimowego dnia byłem w Mikaszówce, popatrzyłem na przepiękne, iskrzące w słońcu świerki i pomyślałem, ile papież dałby, aby być na moim miejscu. Uświadomiłem sobie, że całej puszczy mu nie zawiozę, ale jedno drzewko już tak. Napisałem do Watykanu pismo, że chcielibyśmy ofiarować choinkę z Mikaszówki, gdzie zapewne nie będzie dane mu już przyjechać. Na początku lutego wiedzieliśmy, że papież bardzo mocno choruje. Wysłałem do Jana Pawła II zdjęcia ze spływu kajakowego po Czarnej Hańczy z Bożego Ciała 2004, a później otrzymałem podziękowania z informacją, że sprawiły papieżowi dużo radości i jest mi bardzo wdzięczny za złożoną propozycję. Przez cały czas korespondowałem z arcybiskupem Dziwiszem, wysyłałem mu swoje materiały. Na tym sprawa się urywa, bo moja propozycja przywiezienia choinki i wyrażenia wdzięczności papieżowi napotkała na okres jego powrotu do Domu Ojca. Po śmierci naszego rodaka, który czuł przecież ogromny sentyment do tej ziemi moja idea nieco straciła na aktualności. Tym bardziej, że na Tronie Piotrowym zasiadł Benedykt XVI i bardziej oczywistym było przywiezienie drzewka z jego rodzinnej Bawarii.