Sztuka kochania po augustowsku
Nie wszyscy wiedzą, że autorka książki biograficznej o Michalinie Wisłockiej pochodzi z Augustowa. Jak wspomina pani lata spędzone na Augustowszczyźnie?
-Idyllicznie, choć jak wszystkie dzieciaki, miałam też swoje problemy, ale mieszkałam w lesie nad Neckiem, można się było kąpać, zbierać poziomki i szybko o nieszczęściach zapomnieć. Do dziś pamiętam pod którym drzewem czytałam św. Augustyna a pod którym uczyłam się fonetyki. Było też takie, do czego przyznaję się ze wstydem, pod którym zakopałam pierwszą paczkę papierosów, żeby nikt mnie nie nakrył. Gdy wyjechałam na studia do Warszawy, pamiętam, że popłakałam się któregoś razu w parku z tęsknoty za tatą i prawdziwym lasem.
Czy spotkała pani w Augustowie kogoś, kto dostrzegł w pani talent lub zaszczepił zamiłowanie do pisarstwa?
-Miałam wielkie szczęście, bo w podstawówce uczyła mnie Krystyna Walicka. Ona pierwsza pokazała mi, że literatura jest opowieścią o człowieku, to jej pokazywałam swoje pierwsze wierszyki, które traktowała zawsze poważnie. Była nie tylko wspaniałą polonistką, ale też pięknym człowiekiem. No i ojciec - bibliotekarz, który nauczył mnie miłości do książek. Takiej łapczywej, wiecznie nienasyconej. Do dziś nie potrafię czytać tylko jednej książki. Na ogół jest to siedem czy osiem na raz.
Na podstawie pani książki powstał film, który wypełnił kinowe sale wszystkich polskich miast. Co skłoniło panią do napisania biografii Michaliny Wisłockiej oraz poruszenia tematów będących elementem społecznego tabu?
-Gdy pracowałam w Newsweeku, pisałam artykuł na temat Michaliny Wisłockiej i wtedy odkryłam wiele faktów z jej życia, o których nikt oprócz najbliższych nie miał pojęcia. Zawsze powtarzała, że nie ma nic do ukrycia, a ukrywała więcej, niż inni ludzie. Do końca życia mówiła na przykład, że jest matką bliźniaków, a w rzeczywistości miała tylko córkę. Syn był dzieckiem jej męża i przyjaciółki. Przyszło mi wówczas do głowy, że kobieta, która nauczyła Polaków kochać jest zupełnie nieznana, że powinnam napisać jej biografię.
Czy miała pani przyjemność poznać bohaterkę książki osobiście? Chciałbym zrozumieć fenomen tej postaci i to, dlaczego jej prywatne dzienniki wzbudziły tak duże zainteresowanie społeczne.
-Ja się zawsze trochę Michaliny Wisłockiej bałam, a poza tym początki mojej pracy dziennikarskiej przypadły na lata jej choroby, ale bardzo dobrze znałam jej „Sztukę Kochania”. Tata przywoził ją z biblioteki w teczce, wystawiał fragment okładki tak żebym widziała i ja tę książkę tygodniami wykradałam wieczorem, a rano odkładałam na miejsce. Nie miałam oczywiście pojęcia o tym, że ojciec mnie w ten sposób postanowił edukować. Myślę, że fenomen Michaliny Wisłockiej polega dziś na tym, że jest postacią szalenie współczesną. Dalej, w świecie łatwo dostępnej pornografii, potrzebujemy kogoś, kto opowie nam o miłości, bo ona teraz stała się większym tabu, niż seks. Kto pokaże nam jak walczyć o swoje marzenia. Michalina nie bała się pójść na wojnę z częścią hierarchii kościelnej, z partyjnym betonem, mimo tego, że na dodatek była kobietą, co walki nie ułatwiało.
Jest pani autorką bestsellerowych książek, ale również cenioną dziennikarką. Przez wiele lat publikowała pani na łamach Newsweeka.
-W Newsweeku pracowałam 12 lat. Byłam szefową działu „Społeczeństwo i Media”, ale przede wszystkim piszącą dziennikarką. Kiedy nie dawałam już rady pisać książek i tak intensywnie pracować, musiałam z czegoś zrezygnować. Wybrałam książki, ale czasem, jak mam ochotę z kimś porozmawiać, robię jeszcze wywiady, coraz częściej jednak w formie książek. Od wielu lat pracuję też nad powieścią, w której Augustów, moje rodzinne miasto, odgrywa oczywiście wielką rolę.
Czy jest szansa, aby mieszkańcy Augustowa mogli poznać panią osobiście, np. podczas spotkania autorskiego w ramach rozmów o książce?
-Marzę o tym, żeby spotkać się z czytelnikami w Bibliotece Miejskiej w Augustowie i bardzo się staram, żeby na takie zaproszenie zasłużyć.
Dziękuję za rozmowę
Napisz komentarz
Komentarze