Tomasz Miklas na głos czekał kilka godzin. Gdy tylko zaczął mówić, Alicja Dobrowolska wyłączyła mu mikrofon i zamknęła dyskusję. Miklas był na to przygotowany. Uruchomił własny system nagłaśniający. No i zrobiła się afera. Radna Śleszyńska wezwała policję, twierdząc, tak mówili policjanci, że prosi ich o przyjazd, bo radni Miklas i Kleczkowski są pijani lub naćpani. Wiedziała zapewne, że inaczej policja nie przyjedzie.
Należy tu wspomnieć, że radny może używać wielu forteli, aby wyartykułować swoje poglądy. Używanie własnego nagłośnienia jest całkowicie dopuszczalne i legalne. Osoba prowadząca obrady może co najwyżej zaznaczyć w protokole, że według niej radny zachowuje się niewłaściwie. Katalog konsekwencji na tym się wyczerpuje.
Happening Tomasza Miklasa był pomysłowy i niewinny. Wezwanie policji powinno zakończyć się mandatem karnym lub sądem grodzkim dla Magdaleny Śleszyńskiej.
Ale sprawa ma ciąg dalszy.
Urzędnik miejski, który pełni funkcję zastępcy burmistrza, Filip Chodkiewicz, zaczął pajacować w internecie. Opublikował filmik, grafiki mające prawdopodobnie ośmieszyć radnego Miklasa.
Gdyby Chodkiewicz chodził do 6 klasy podstawówki, takie ekscesy skończyłyby się wezwaniem rodziców, wpisaniem uwagi do dziennika i obniżeniem oceny ze sprawowania. Ale ten pajacujący urzędnik według kalendarza jest dorosłym, czterdziestokilkuletnim mężczyzną i nie uczy się już raczej w szóstej klasie. Burmistrz Karolczuk, który jednym podpisem mógłby odsunąć pajaca od urzędowych komputerów i pensji, nie wydaje się specjalnie zdruzgotany zachowaniem podwładnego.
Zatem pozostaje presja społeczna. Co niniejszym czynię. Czuj Mirku moją presję.
Karolczuk powinien mieć urzędników, w tym zastępców, którzy szanowaliby radnych, szczególnie opozycyjnych. Powinni pierwsi się radnym kłaniać, być uczynnymi, pomocnymi. To w warstwie kultury. W warstwie merytorycznej urzędnicy, a zastępcy burmistrza w szczególności, od rana do wieczora powinni pracować nad przywróceniem komunikacji na bulwarach, oświetleniem miejskim, które buduje się już piąty rok, nad udanymi imprezami dla mieszkańców i turystów, nad czystością ulic, uruchomieniem dla biznesów centrum miasta, gdzie 20% lokali świeci pustkami, nad szybką odbudową wyciągu nart wodnych, czy przywróceniem do użytkowania uszkodzonego pożarem domu na Zarzeczu. To tylko kilka przykładów pilnych rzeczy do zrobienia. Nie ma wśród nich rysowania, kręcenia w godzinach pracy filmików, robienia memów z radnymi opozycji, czy robienia z siebie pajaca.
Epizod z radnym Miklasem uświadomił mi, że niektórzy urzędnicy zamiast pracować, pajacują, wygłupiają się, robią sobie żarty na poziomie gimbazy.
Mieszkańcy płacą za te głupoty urzędników dziesiątki tysięcy miesięcznie. Czy ten kabaret Chodkiewicza i jemu podobnych wart jest tych pieniędzy? Osobiście znam lepsze kabarety i znacznie tańsze. Za darmo można poczytać Mirona, tam też jest zabawnie.
A Augustów powinien mieć gospodarzy, a nie pajaców z kabaretu.
Napisz komentarz
Komentarze