Zamiast oczekiwanych tłumów, ulice miasta pozostały puste. Niewielka grupka mieszkańców i kilka zagubionych turystów to jedyny publiczność, jaka zaszczyciła początek festiwalu swoją obecnością. Główna scena festiwalu, na której miały grać zespoły muzyczne, przypominała raczej ghost town niż miejsce pełne życia i zabawy. W szczytowym momencie przed sceną bawiło się ok. 250 osób, choć biletów przygotowano 5.000.
Filip Chodkiewicz otworzył festiwal. Ochrony było więcej niż widzów.
Tego typu fiasko to smutne przypomnienie dla burmistrza i organizatorów, że festiwal to coś więcej niż tylko gigantyczny budżet. To przede wszystkim odpowiednie zrozumienie oczekiwań publiczności, odpowiednie planowanie i promocja.
Nawet najbardziej ambitne plany mogą skończyć się porażką, jeśli nie uwzględniają podstawowych aspektów, takich jak atrakcyjność oferty dla mieszkańców i turystów czy efektywna promocja. Festiwal "Augustów is the Future", mimo iż miał wszystko, czego potrzebuje wielka impreza, zdecydowanie tego nie wykorzystał.
Do nielicznej publiczności przemówił też Mirosław Karolczuk.
To ważna lekcja dla burmistrza i wszystkich przyszłych organizatorów. Nadzieją jest, że następnym razem, gdy miasto zdecyduje się na tak dużą inwestycję, będzie bardziej skupione na potrzebach i oczekiwaniach swoich mieszkańców.
Napisz komentarz
Komentarze