Słyszał gdzieś, że dobra whisky, a jego służbowa kosztowała podatnika trzy tysiące za butelkę, nie wywołuje kaca. Może to i prawda, ale Sławojek wchłonął wczoraj dwie pełne butelki, a potem z Czerniawską eksperymentowali z ilością cukru w szampanie, a właściwie w dwóch lub trzech butelkach szampana. W trakcie imprezy Dobowski przyniósł biały proszek, a na koniec, a koniec pamiętał jak przez mgłę, były jakieś pigułki od Felka Skonopi. Nie żeby miał jakieś uwagi do imprezy. Był i darmowy alkohol, i tańce. Urodziny w urzędzie miały swój klimat i swoje zalety. Niektórzy wysocy urzędnicy w w urodziny i imieniny biorą urlop. Nie chcą krępować podwładnych swoją obecnością, dawaniem jakiś bukietów, prezencików, podlizywaniem się, składaniem udawanych i nieszczerych życzeń. Ale Sławojek w czasie urodzin studiował kolejne techniki mobbowania. Testował kolejnych pracowników, obserwował, jak szczerze winszują mu szczęścia. To było dobre uzupełnienie wiedzy z książki Felka „Jak zostać mobberem w weekend”. Uwielbiał też patrzeć na zlęknione oczy, na spuszczone ze strachu głowy kolejnych pracowników, którzy składali mu hołd za hołdem. Takiego dnia nie mógł marnować na urlop.
Był jednak pewien problem. Uczuciowy, a może raczej ambicjonalny. Wczoraj cały dzień czekał na telefon od kochanki. Wiedział, że go nie odwiedzi, liczył że co najwyżej zadzwoni lub napisze SMS-a. W naszym mieście każdy wysoki urzędnik musi mieć kochankę lub kochanka. Płeć nie jest ważna. Każdy musi też mieć żonę lub męża. W tym przypadku akceptowane są tylko związki tradycyjne. Mężczyzny i kobiety. Nasze miasto jest tradycyjne i nie ma miejsca na oficjalną swobodę. Gdy Miron zachęcał go do przeniesienia się z sąsiedniego miasta, pytał o kochankę. Z odpowiedzią nie było problemu, bo kochankę miał od dawna. Pracowała z nim w kolejnych urzędach, wyjeżdżali razem w delegacje, byli raz nawet prywatnie w Egipcie. W tamtych urzędach nikt nie chciał pokryć takiego wydatku, więc musiał sięgnąć do zaskórniaków. Wraz z rozwojem romansu kochanka była coraz bardziej zaborcza. Nie na jego wdzięki, czy obecność. Zaborcza na stan jego konta. Miał takie konto na Kajmanach, w tajemnicy przed żoną, na którym lądowały ciężko zarobione pieniądze z różnych ustawionych przetargów, przepłaconych koncertów, prezentów od petentów. Planował, że będzie to fundusz wyborczy lub kasa na czarną godzinę. Taka zapasówka. Ale kiedyś w miłosnym uniesieniu pochwalił się kochance. I się zaczęło.
-Sławojek, potrzebuję nowej sukienki, bo wyglądam, jakbym kupowała w ciucholandzie.
-Sławojek, przydałaby mi się nowa biżuteria.
-Nie mam na kosmetyczkę.
-Muszę sobie zrobić usta i pośladki, dla ciebie kochanie oczywiście.
-Kosmetyki w drogerii nie są dla mnie, będę po nich źle wyglądała dla ciebie.
-Pojedźmy do Vitkaca, zjemy tam kolację, a wcześniej odświeżę sobie szafę i półkę z butami. Kupię trochę kosmetyków.
Sławojek przed poznaniem kochanki nie wiedział, że damska torebka może kosztować 20 tysięcy, buty za piątaka to okazja, a sukienka za 15 tysięcy jest dla biedoty. Do tego kremy po kilka tysięcy, perfumy po tyleż. O kolacji za dwa tysiące z winem za dychę nie wspominając. Takie wizyty w Vitakcu robiły ogromne szkody na kajmańskim koncie. Kilkaset tysięcy w dolarach, podobna suma w euro i kilkadziesiąt tysięcy w szwajcarskich frankach parowały jak nocna rosa w upalny letni poranek. Aż któregoś dnia zagraniczna karta nie zadziałała.
„Transakcja odrzucona. Skontaktuj się ze swoim bankiem” zobaczył na terminalu. Od tego czasu kochanka zrobiła się bardzo zajęta. A to wychodziła gdzieś z przyjaciółką, a to miała yogę lub masaż. Nie odpowiadała na sms-y, nie odbierała telefonów. Słyszał, że widziano ją w hotelu z jakimś biznesmenem. Uznał, że za każde przyjemności przychodzi kiedyś rachunek, który trzeba uregulować. Ale niesmak pozostał. Głównie dlatego, że nie miał już kochanki, a w naszym mieście dulcynea była obowiązkowa. Musiał to szybko naprawić.
Wczoraj zrobił imprezę w urzędzie, bo liczył, iż może jakaś atrakcyjna pracownica zechce wejść w krąg jego wpływów. Pił jednak od rana, i gdy przyjmował wyrazy uwielbienia i zachwytu od podwładnych, był całkiem już nawalony. Będzie musiał spróbować następnym razem.
Chciał podnieść się z kanapy. Rozejrzał się dookoła. Obrzygane spodnie, kanapa i dywan, niedopałki cygar w szklankach i na talerzach, poprzewracane butelki, porozlewany szampan, jakiś kawior na podłodze, ośmiorniczki na żyrandolu. Skąd one tam się wzięły? Wszystko klejące, a smród jak w wojskowej latrynie. Srebrna taca z białym proszkiem na środku biurka. Musi się przebrać i kazać to wszystko posprzątać sekretarce. Ale wcześniej trzeba zgasić kaca.
Gdzieś tu powinno być jakieś piwo, nie, to napój dla plebsu. Rozejrzał się za jakąś butelką whisky. Znalazł. Szklaneczka bursztynowego płynu była jak ambrozja, jak panaceum. Odzyskiwał kontakt z rzeczywistością. Świat robił się coraz przyjemniejszy. Nalał sobie drugą szklaneczkę. Zaczynał mieć w dupie, że nie ma kochanki.
Miron w tym czasie odsypiał szaloną noc, pasjans musiał poczekać.
*Przedstawione sytuacje i postacie są wytworem wyobraźni autora, kreacją artystyczną, choć autor inspiruje się obserwacjami sytuacji i postaci prawdziwych. Autor nie ponosi odpowiedzialności za jakiekolwiek skojarzenia.
Napisz komentarz
Komentarze