Trupa teatralna cały rok przygotowywała szoł w małej piwnicy pod jedną z kamienic w naszym mieście. Sala treningowa pozbawiona była wentylacji i okien. Zimą było w niej potwornie zimno, latem panował nieznośny upał. Aktorzy spotykali się dwa-trzy razy w tygodniu, by przed premierą pracować niemalże codziennie. Praca była ciężka, niektórzy musieli dać z siebie wiele, a ciała bolały po każdej próbie. Przed premierą trzeba było uszyć stroje, zatroszczyć się o nagłośnienie i oświetlenie. Na tę premierę powstał specjalny balkon. A do tego normalne obowiązki zawodowe, dom, dzieci. Łatwo nie było. Nazywali to pasją.
Tym razem tematem przedstawienia miała być miłość młodych ludzi z dwóch skonfliktowanych rodów.
Trema była ogromna.
Aktorzy ściśnięci w małym pomieszczeniu, które tylko z nazwy przypominało garderobę, czekali już tylko na przybycie trzech ważnych urzędników. Gdy Miron wraz z dwoma swoimi towarzyszami partyjnymi pojawił się na widowni, ludzie usiedli w fotelach, a światło zgasło nad ich głowami.
Historię Romea i Julii znali chyba wszyscy, ale tym razem wszystko było alternatywne. Zwaśnione rody słynnych kochanków tańczyły na niedużej scenie, pokazując coś w rodzaju bitwy ulicznej. Później weszli na nią mieszkańcy Werony. Widzowie widzieli ruch uliczny, przechodniów, targ owocowy. Kupcy i przekupki przez dłuższą chwilę tańczyli wesołe figury, było kilka popisów solowych. Po tej dynamicznej scenie widzowie zobaczyli na balkonie Romea i Julię. Niewinne uściski, muśnięcia, lekkie pocałunki, sensualne przytulenia. Ta scena robiła wielkie wrażenie. Tym bardziej, że widać było jedynie cienie kochanków. Wyobraźnia potrafi sobie sporo dopowiedzieć. Widzowie wiedzieli już, że szczęście zakochanych młodych ludzi zmierza do tragicznego końca. Jednak pani reżyser nie zamierzała dopuścić do śmierci zakochanych.
Na scenę znowu wkraczają rodziny Romea i Julii. Tym razem pogodzeni, okazują sobie przyjaźń i komitywę. Widzowie oglądają biesiadę. Romeo klęczy przed Julią, jakby się jej oświadczał. Gdy młoda kochanka kiwa głową na zgodę, gdy jej ojciec okazuje aprobatę, widzowie oglądają wspaniały taniec zakochanych. Na scenie pozostają tylko młodzi kochankowie. Przychodzi czas na jedną z najwspanialszych scen miłosnych, której nie powstydziłby się renesansowy Szekspir. Na widowni słychać ciąganie nosami, nawet mężczyźni wyjmują chusteczki, by otrzeć łzy wzruszenia. Niespodziewanie przestawienie przerywa ogromny aplauz. Aktorzy przerywają występ, czekają na koniec oklasków. Miron, Sławojek i Filip Skonopi też wstają i biją brawo. Po ich policzkach płyną łzy. Aplauz powoli gaśnie. Jeszcze tylko scena wesela. Twórcy zaplanowali prawdziwą wodę na scenie, huk piorunów i rozbłyski burzy. Aktorzy są przemoknięci do suchej nitki. Wrażenia są nieprawdopodobne.
Gaśnie światło, kurtyna zasłania scenę. Z gardeł widzów wystrzeliwuje krzyk zdumienia, fascynacji i podziwu. Czegoś tak wspaniałego nie widzieli chyba nigdy. Śmiech miesza się ze łzami, brawa z głośnymi owacjami. Aktorzy kolejny raz wychodzą do ukłonów, gdy Miron krzyczy:
-Autor, autor!!!
Na scenę wbiega drobna młodziutka kobieta o rudych włosach. Na jej policzkach widać łzy. Dwóch aktorów unosi ją w górę. Publiczność szaleje.
Miron wie, że dzisiaj pasjansa już nie ułoży. Całą noc będzie myślał, jak pomóc aktorom i tej zdolnej reżyserce. W naszym mieście jest wiele takich teatrów, kółek artystycznych. Mieszkańcy tańczą, śpiewają, rysują, malują, rzeźbią, grają w orkiestrach i zespołach. Do Mirona zaczęło docierać, że za pieniądze wydane na jeden koncert rapera wszystkie te aktywności artystyczne przeżyłyby kilka lat.
-Kilka lat za jeden krótki koncert -powiedział do siebie Miron ocierając łzę.
Krzysztof Przekop
*Przedstawione sytuacje i postacie są wytworem wyobraźni autora, kreacją artystyczną, choć autor inspiruje się obserwacjami sytuacji i postaci prawdziwych. Autor nie ponosi odpowiedzialności za jakiekolwiek skojarzenia.
Napisz komentarz
Komentarze