Podczas ostatniej sesji rady miejskiej w Augustowie głośno komentowano temat „Informatora Miejskiego Augustów”, wydawanego i kolportowanego przez magistrat za pieniądze augustowskich podatników. Marcin Kleczkowski zauważył, że pierwotnie biuletyn miał być kwartalnikiem. Zwrócił uwagę, że od pewnego czasu propagandowa twórczość przybrała formę miesięcznika i co cztery tygodnie trafia do skrzynek mieszkańców.
Zastępca burmistrza Filip Chodkiewicz odpowiedział, że informator jest wydawany w cyklu miesięcznym zgodnie z obowiązkiem gminy o informowaniu mieszkańców. Zadeklarował, że przyjmie każdą sugestię radnych, jeśli ta częstotliwość jest „niewystarczająca”. Chodkiewicz w buńczucznej wypowiedzi zarzucił naszej redakcji, że wprowadzamy mieszkańców w błąd. Podobne sugestie padły też ze strony Tomasza Dobkowskiego, który komplementował biuletyn miejski i ubolewał, że ma niewystarczającą ilość stron. Zaproponował, aby dokonać zmiany w tym zakresie i zwiększyć objętość gazetki burmistrza. Wskazał, że należy dopilnować, aby biuletyn trafiał do wszystkich adresatów, bo dotychczas były z tym pewne problemy. Opinie Dobkowskiego z entuzjazmem przyjął Filip Chodkiewicz. Przyznał, że biuletyn wysyłany jest na wszystkie adresy w mieście precyzując, że mówi o liczbie kilkunastu tysięcy gospodarstw. Zapowiedział, że jeżeli biuletyny nie dotrą wszędzie, to urząd złoży reklamację u operatorów.
Koszt takiego wydawnictwa należy oszacować na 15-25 tysięcy złotych miesięcznie. Publicznych złotych. Szacunki są tak niedokładne, gdyż nie znamy składu osobowego redakcji. Zapewne są to pracownicy urzędu, którzy na wiele dni w miesiącu są oddelegowywani do tworzenia kolejnych laurek dla burmistrza.
Burmistrz wydaje za pieniądze mieszkańców pismo, a właściwie żurnal, którego jest głównym bohaterem i w którym bardzo agresywnie się lansuje. Jest redaktorem naczelnym tegoż. O opozycji nie przeczytamy tam w ogóle, chyba że źle. Autorzy testów nie ujawniają swoich tożsamości.
Już na pierwszy rzut oka wydaje się, że ma to niewiele wspólnego z ideą demokracji, pluralizmu i niezależności mediów. To raczej standardy rodem z republiki bananowej, Białorusi lub Rosji.
O pożałowania godnym braku obiektywizmu świadczy niedawny numer biuletynu, w którym umieszczono artykuł pt. „Radny Kleczkowski zakłócił Obrady Sesji Rady Miejskiej”, mający niewiele wspólnego z rzeczywistym obrazem opisywanego w nim zdarzenia. Autor wzorował się chyba na „Komsomolskiej Prawdzie”, która napisała, że na Placu Czerwonym w Moskwie rozdawano rowery, a prawda była taka, że to było na Dworcowej Płoszczadzi w Sankt Petersburgu i nie rozdawali, a ukradli.
„Informator” burmistrza nie ma na celu informować mieszkańców, a raczej chodzi o dezinformację. Ma posłużyć politycznej propagandzie, której celem jest zachowanie władzy po wyborach.
Przypomnijmy, co o wydawaniu biuletynów przez władze miejskie mówił Filip Chodkiewicz, kiedy był w opozycji do poprzedniego burmistrza. Dzisiaj jego opinia brzmi wręcz szokująco.
-Co do wydawania biuletynów, to akurat kwestia jest bardzo prosta. Mamy konstytucję, mamy nawet bardzo czytelne stanowisko Rzecznika Praw Obywatelskich, który mówi, że wydawanie periodyków przez władze, przez burmistrza, to w ogóle jest złe, złe, złe i bardzo złe -mówił Filip Chodkiewicz.
Filip Chodkiewicz o wydawaniu periodyków przez burmistrza:
Napisz komentarz
Komentarze