Augustowski dworzec kilka lat temu prezentował się obskurnie. Powybijane okna i drzwi zabite deskami z całą pewnością stanowiły antyreklamę miasta. Sytuacja uległa pozornej poprawie. Zamiast remontu zastosowano trick. W oknach budowli zamontowano plansze poświęcone historii. Rozwiązanie jakoś wpłynęło na estetykę, zniknęły dechy w oknach i drzwiach, choć można nazwać to raczej pudrowaniem trupa. W obecnej kadencji samorządu na dworcu uruchomiono niewielką poczekalnię. Dzięki temu można schronić się przed deszczem, jednak innych korzyści nie ma.
Ostatnio odwiedziliśmy dworzec. Standard poczekalni można określić tylko jednym słowem: „ubóstwo”. Nie zauważyliśmy smrodu i głodu. Na plus zaliczamy dach nad głową i worki w koszach na śmieci. Jest tam względnie czysto, jednak chłodno, bo stary piec kaflowy nie był rozpalony. Kasy biletowe zamknięte na głucho, bilet kupimy tylko u konduktora.
Na zewnątrz dostrzegamy powyginane rynny, przebarwienia na fasadzie budynku. Napis z nazwą „Augustów” wygląda paskudnie, coraz mocniej pokrywa go rdza. Przed budynkiem stoi też tablica z rozkładem jazdy pociągów. Zza szklanej szyby trudno cokolwiek przeczytać, bo szybę pokrywa para wodna. Kilka metrów od dworca widzimy starą „budę” z oznaczeniem, że są w niej toalety. Ubikacja rodem z odległej epoki pozostaje zamknięta na cztery spusty, można tylko rozłożyć ręce. Patrząc na ten przybytek, może i lepiej, że jest zamknięty.
Radni opozycji nie zostawiają suchej nitki na obecnym stanie dworca. Tomasz Miklas mówi, że marną wizytówką miasta jest ruina budynku i jego otoczenie. Izabela Piasecka twierdzi, że wbrew deklaracjom miasta poczekalnia nie jest ogrzewana.
Napisz komentarz
Komentarze