-Byłam też trochę zastępcą dyrektora i to była szczególna praca, bo odpowiadałam za sprawy wychowawcze. Przeszłam poważną operację tarczycy i pamiętam, jak patrzyłam na rozkład lekcyjny i miałam siedem lekcji dziennie. Łzy same płynęły, bo tak bardzo jeszcze cierpiałam po operacji, a mój dyrektor mówił nie płacz, to może jakieś ciche zajęcia będą. 40 chłopców w klasie i jakie to mogą być ciche zajęcia. Dyrektor Szarkiewicz który mi pomógł w dostaniu się do szpitala, to jakieś urlopy tolerował i się jakoś z tego wygrzebałam –opowiada. -Najchętniej organizowałam wycieczki. Naprawdę szkoła żyła taką pełnią życia. Prowadziłam różne zajęcia pozalekcyjne. W techniku prowadziłam koło literackie i organizowałam poranki literackie. Mówiłam do uczniów, że słuchajcie, przedmiotów zawodowych macie wiele i będziecie w tym swoim zawodzie przez wiele lat, ale polskiego to tylko tyle co ze mną. Tak jakoś wymagałam dużo, bo moi nauczyciele przedwojenni byli też wymagający, ale kochali młodzież.
Janina Pietrzak zdradza, że najbardziej w pamięci pozostała jej pierwsza matura uczniów.
-Byłam od tych uczniów niewiele starsza. Jakoś bardzo się zżyłam z tą pierwszą maturą z 1963 roku i oni ze mną się kontaktują najbardziej. Łączy nas naprawdę wiele, może przez to, że mieszkaliśmy w jednym internacie? Poza tym były to bardzo dobre dzieci. Do tej pory pamiętają o grobach i nie mają takiego egoistycznego podejścia do życia. A dzisiaj się bardzo wiele zmieniło. Moja wnuczka, która też jest nauczycielką polskiego, opowiada mi czasem jak teraz wygląda nauka. Cieszę się, że poszła w moje ślady, bo ona też kocha młodzież. Poza tym mam komu przekazać książki i swój dorobek.
Jak się okazuje miłość do literatury pani Janina ma prawdopodobnie w genach.
-W mojej rodzinie był poseł na Sejm ksiądz Stanisław Szczęsnowicz, który walczył o polskość Suwalszczyzny. W moim rodzinnym domu było wiele książek. Trochę to było niepojęte, że w domu rolnika w Augustowie tyle było zamiłowania do literatury. Moja babcia uczyła się w Kuźnicach koło Zakopanego i pisała pamiętniczek, który przekazaliśmy do izby pamięci w tej szkole. Mama skończyła szkołę rolniczą w Dąbrowie Zduńskiej koło Łowicza, która przygotowywała do prowadzenia domu, ale do tej szkoły przyjeżdżała Maria Dąbrowska i Maria Rodziewiczówna. Babcia lubiła czytanie książek i mi się wydaje, że ona dziś też by maturę zdała. Natomiast ciotka w Suwałkach pracowała jakiś czas w bibliotece, to w paczkach przysyłała książki. Nasza rodzina zawsze więc była związana z literaturą. Bardzo wcześnie czytałam Sienkiewicza, ale też czytano mi głośno. Mój pradziadek znał na pamięć „Pana Tadeusza”. On należał do pokolenia, które uczyło się w domu. On tak wspaniale deklamował, że zapraszano go do różnych domów czy to aptekarzy czy lekarzy. Słynął z tego w Augustowie. Tak więc po kimś to mam.
Napisz komentarz
Komentarze