Rzeczywiście wyłania się z tego piękny obrazek. Jak dalej potoczyła się pani droga zawodowa?
-Po pracy w Jeziorkach trafiłam do Żarnowa, potem z kolei na zastępstwo do Szkoły Podstawowej nr 3 w Augustowie. Następnie była praca w Szkole Podstawowej nr 1 w Augustowie, a w efekcie znalazłam się w Szkole Podstawowej nr 4 w której obecnie pracuję już od prawie 20 lat. I mogę śmiało powiedzieć, że jak do tej pory był to bardzo owocny dla mnie okres. Zaczęłam pracę, jeszcze jak dyrektorem „czwórki” był pan Grzegorz Augusewicz a wicedyrektorem Krystyna Halicka, oboje bardzo sobie cenię za profesjonalizm, świetną organizację i przede wszystkim udaną współpracę. Chociaż oczywiście, bywało tak, że czasami w niektórych w kwestiach się nie zgadzaliśmy, to i tak zawsze była przy tym merytoryczna rozmowa i w efekcie, dochodziliśmy do porozumienia. Wiele się od nich nauczyłam za co jestem im bardzo wdzięczna.
Trochę więc pani już nabrała doświadczenia i poznała tę pracę od podszewki, proszę więc powiedzieć co przynosi pani największą satysfakcję w pracy z dziećmi?
-Ostatnio spotkała mnie, co mi zresztą zdarza się nieraz, bardzo miła sytuacja. Na jednym z koncertów charytatywnych w naszym mieście, obok mnie stanęła piękna młoda kobieta, nie wyglądająca na mamę trójki dzieci, a była otoczona tym drobiazgiem i nagle usłyszałam jak zwróciła się do swojej mamy: zobacz to moja kochana pani. Takie słowa od swojej byłej, kochanej zresztą uczennicy, są najpiękniejszym prezentem i ogromną satysfakcją z mojej pracy. Tym bardziej, że nieraz słyszę to od swoich byłych wychowanków, i to jest miód na moją duszę i motywacja do dalszej jeszcze intensywniejszej pracy.
Nie wątpię, jednak nie ma co kryć, że praca z dziećmi nie należy do najłatwiejszych, tym bardziej, że pod pani opiekę trafiają dzieci, które co dopiero pożegnały się z przedszkolem…
-To prawda, ale pamiętam jak pan dyrektor Citko ze szkoły w Jeziorkach powiedział mi ważne słowa, którym jestem wierna do dziś. Uzmysłowił mi, że w tych pierwszych latach nauki najważniejsze jest, żeby nie zniechęcić małych uczniów do nauki. Bo tabliczkę mnożenia można nadrobić, rodzice mogą przepracować inne rzeczy, ale jeżeli dziecko przeżyje traumę w pierwszych latach nauki, to potem będzie miał ciężko. Cały czas mam w głowie te słowa i staram się jak mogę wcielać w życie tę mądrość. Mam na to taki sposób, że w pierwszej klasie, robię absolutnie wszystko, żeby polubić moich uczniów tak od serca, nie zważając na ich zachowanie, bo każdy na to zasługuje, każdy coś w sobie ma. Wiadomo, że łatwe to nie jest, bo każdy z nas wie, że nieraz poznajemy kogoś i od razu go lubimy, ale też jest tak, że już po pierwszych słowach nie darzymy kogoś sympatią. Ja jednak staram się każdego polubić i myślę, że to przynosi efekty i już w trzeciej klasie dzieci mnie kochają i ze wzajemnością i to też jest ogromna satysfakcja.
Napisz komentarz
Komentarze