Jolanta Wojczulis
Nauczyciel to odpowiedzialny zawód, oprócz rodziców prowadzi nas przez część naszego życia. Mimo, że lata szkolne dawno mam już za sobą, doskonale pamiętam wielu z nich, żywię do nich ogromny szacunek i bardzo się cieszę jak ich spotykam. Serdecznie więc gratuluję pani takiego wyróżnienia, bo to ogromny sukces. Jak to się stało, że została pani nauczycielką? Wielu z nas w dzieciństwie marzy o tym, żeby zostać strażakiem, policjantem, artystką, lekarzem albo właśnie nauczycielką…
-Absolutnie nie myślałam o tym, żeby zostać nauczycielką. Po zakończeniu liceum i zdaniu matury chciałam zdawać na AWF na turystykę i rekreację, kierunek który był wtedy bardzo na topie. Jednak po różnych perturbacjach życiowych o dziwo trafiłam do zerówki w Jeziorkach. To był najpiękniejszy rok mojej pracy zawodowej, bo dzięki niej pokochałam to co robię i dlatego potem ukończyłam studia w Białymstoku na wydziale pedagogiki wczesnoszkolnej.
Jeżeli, po tym pierwszym roku zadecydowała pani wprowadzać dzieci w świat nauki i je wychowywać, co było takiego wyjątkowego w tej pracy?
-Przede wszystkim atmosfera jaka panowała w tej małej szkole, która była wyjątkowa. Miałam w swojej grupie tylko sześcioro uczniów których, ze względu na ilość, mogłam poznać bardzo dobrze i tym samym podejść do nich bardzo indywidualnie. Ponadto w szkole mieszkał dyrektor tej placówki śp. pan Bolesław Citko wraz z małżonką panią Ireną, co dodatkowo sprawiało że atmosfera była iście familijna. Często, gdy wchodziło się do szkoły, w całym budynku unosił się zapach pysznych drożdżowych bułeczek upieczonych przez żonę pana dyrektora, które pałaszowaliśmy ze smakiem. W ogóle pani Irena była wspaniałą kobietą, zdarzało się, że robiła bankuchena, knedle ze śliwkami i nas nimi raczyła. Jak można było nie kochać tej pracy, gdzie panowała rodzinna atmosfera, znakomite relacje z innymi pedagogami i uczyło się sześcioro zapatrzonych we mnie uroczych uczniów.
Napisz komentarz
Komentarze