Beata Perzanowska
Dziennikarz i sekretarz redakcji. W tygodniku pracuje od 2001 roku, czyli od 17 lat. Obecnie jest najdłużej pracującym w gazecie dziennikarzem.
Po różnych perturbacjach życiowych, rezygnacji z wyjazdu na stałe do Krakowa, przyszedł czas na poszukiwanie pracy. W urzędzie pracy poinformowano mnie, że poszukują kogoś do niedawno powstałej gazety. Myślałam, że zapewne będę parzyć kawę i pełnić rolę sekretarki. Redakcji mieściła się w pokoiku domu przy Rynku Zygmunta Augusta, w którym nocował Napoleon. Poszłam na spotkanie i od ówczesnej redaktor naczelnej Renaty Metelickiej usłyszałam, że mam tydzień na napisanie artykułu. Zdębiałam, bo nigdy w życiu nie pisałam żadnych artykułów. Owszem byłam dobra w liceum z polskiego i pisałam nawet niezłe wypracowania, ale pisanie do gazety kompletnie mnie przeraziło. Miałam napisać o sylwestrowej modzie. Ruszyłam więc w rejs po augustowskich sklepach z odzieżą by wypytać ekspedientki. Wzięłam do ręki gazetę, przejrzałam artykuły i na kartce napisałam pierwszy tekst. Zaniosłam do redakcji i usłyszałam, że jestem przyjęta i usłyszałam, że na jutro mam napisać dwa teksty, które mają się ukazać w najbliższym numerze. Zostałam rzucona na głęboką wodę, która kompletnie mnie porwała na 17 lat. Wspomnień mam mnóstwo i zapewne można by było napisać z nich całą książkę, pełną humoru, a nawet grozy. To co najbardziej wbiło mi się w pamięć to techniczna rewolucja. Nie zapomnę początków oswajania mało mi wtedy znanego komputera. Aparat fotograficzny był także pełen pułapek. Wówczas nie było cyfrowych aparatów tylko na kliszę. Robiło się więc na materiale dwa, trzy zdjęcia i nosiło do fotografa, który wyciągał kliszę i wycinał klatki a potem robił odbitki. Kliszę wkładał z powrotem by służyła dalej.
Napisz komentarz
Komentarze