Na początku był chaos

Polacy przylecieli do Astany w roli wielkich faworytów. Oczywiście, przypisywanie sobie z góry 3 punktów świadczyłoby o bucie, ale myślenie o jakimkolwiek innym rezultacie niż zwycięstwo, trąciłoby o groteskę. Reprezentanci Polski byli nie tylko świeżo upieczonymi ćwierćfinalistami Mistrzostw Europy, ale na tle swojego przeciwnika piłkarzami z innej planety. Przed rozpoczęciem nowego sezonu, wielu z nich zmieniło kluby i ligi na silniejsze niż dotychczas. Udane Euro zaowocowało głośnymi transferami, za pieniądze jeszcze niedawno niewyobrażalne z punktu widzenia polskiego zawodnika. Wydawało się, że mamy zespół dominatorów, a pokonanie teoretycznie najsłabszego w naszej grupie eliminacyjnej Kazachstanu, będzie formalnością. Tak się jednak nie stało. Remis 2:2 z egzotycznym przeciwnikiem, to rezultat dalece poniżej oczekiwań. Jeśli do tego dodamy, że przy odrobinie szczęścia Kazachowie mogli zwyciężyć, uświadamiamy sobie jak duży ból głowy przed kolejnymi spotkaniami eliminacyjnymi ma dziś selekcjoner biało - czerwonych Adam Nawałka. Pytanie jest zasadnicze, czy falstart z Kazachstanem to tylko wpadka i nie powinno się wyciągać z niej daleko idących wniosków? Czy raczej coś poważniejszego, zwiastującego powrót niedobrych czasów?