Opowiadania o tym niewydarzonym urzędniku toną w oparach absurdu, pokazują rzeczywistość w bardzo krzywym zwierciadle. Okazuje się jednak, że politycy Naszego Miasta wyraźnie zainspirowali się naszymi opowieściami i odgrywają przedstawienie polityczne, przy którym Mironowi opadłaby szczęka ze zdziwienia.
W kolejnym odcinku powieści partyjni towarzysze Mirona postanawiają wybudować trzy kopalnie w centrum miasta. Nie wiedzą, co będą wydobywać, ale mocno się nad tym głowią. Pada nawet propozycja, że przegłosują to po wybudowaniu kopalni. Postanawiają przenieść jezioro, by w jego miejscu umiejscowić centrum miasta. Bo w centrum mają stanąć szyby wydobywcze.
Opowieść wesoła, absurdalna, całkowicie, jak się mi wydawało, oderwana od rzeczywistości.
Jednak po występach radnego Kotarskiego, ale także samego burmistrza Karolczuka schowanego za plecami jego urzędników, uprawnione staje się myślenie, że przyszło nam żyć w mieście, w którym władza zwariowała. Dla burmistrza nie ma znaczenia, że to on złamał prawo, że to jego urzędnicy zawinili. Nie dostrzega, iż zarówno konserwator zabytków, jak też starosta idą mu na rękę, czyniąc odstępstwa od zapisów ustawowych.
Celem Karolczuka jest zrzucenie winy na kogoś innego. Opluwa niewinne osoby, znieważa i nieuczciwie oskarża. Wyimaginowany wróg zostanie dodatkowo obrzucony błotem i oberwie hejtem w internecie. To jest dewiacja umysłowa większa od przejawianej przez idiotów otaczających Mirona z moich opowieści. Chociaż to może nie być dewiacja. To wyrachowanie wynikające z tego, że za idiotów uważni są wyborcy.
Wierzący niech się modlą, niewierzący niech trzymają kciuki za to, by ta ekipa czym prędzej trafiła do rynsztoka historii Augustowa.
Napisz komentarz
Komentarze