Mieszkaniec walczący o przywrócenie przystanku autobusowego na ulicy Westerplatte nie ma najlepszego zdania o kontaktach z rządzącymi miastem. Mówił o tym na niedawnych obradach.
-Napisałem wyjaśnienia. Po dziś dzień pan Sieczkowski nie raczył udzielić mi odpowiedzi. Tak urzęduje nasz kochany zastępca. Jest to jego obowiązkiem niezależnie od tego, jak rozwiąże tę sprawę. Uważam, że decyzja w tej kwestii należy do rady miasta. Nie powinno być tak, że rada miasta kieruje sprawę do komisji, komisja oddaje ją do burmistrza, a pan burmistrz będzie nas dalej olewał -mówił niepocieszony mieszkaniec na obradach komisji skarg, wniosków i petycji.
-Zobaczymy, jak państwo doczekacie moich lat i będziecie chodzili z laską w ręku. Zapytam was wtedy, jak się czujecie. Jest to powód do wstydu. Rada miejska powinna iść za człowiekiem, a nie za gospodarzem. Gospodarzowi się tak podoba, to idziecie za nim -stwierdził mieszkaniec.
Murem za mieszkańcem walczącym o przystanek stanął były burmistrz miasta Leszek Cieślik.
-Mieszkaniec dawno temu zgłosił wniosek w imieniu innych mieszkańców o to, aby przywrócić przystanek w miejscu korzystnym dla danej zbiorowości. Komunikacja miejska powinna służyć mieszkańcom. Ona nigdy nie była, nie jest i nie będzie dochodowa. Nie można patrzeć na nią przez pryzmat rachunku ekonomicznego i tak jest w całej Polsce. Być może dla przedstawiciela spółki przejście 200 metrów to nic. Dla ludzi 70-80 letnich to kłopot. Nie mogę słuchać głupstw, że czegoś nie da się zrobić. Można i zrobimy to -twierdził były burmistrz, radny Leszek Cieślik.
-W tej sytuacji muszę stwierdzić, że w tej kadencji i przy obecnej większości rady mieszkaniec nie załatwi tej sprawy, ponieważ nikt nie pochyla się tu nad problemami mieszkańców. Proszę o jeszcze trochę cierpliwości. Myślę, że po wyborach, które niestety mają być przesunięte, ten przystanek zostanie przywrócony. Problem nie został rozwiązany przez kilka lat, ale zostanie rozwiązany w przyszłej kadencji -ocenił radny Leszek Cieślik.
O traktowaniu obywateli per nogam powiedział nam Marian Dyczewski. Niedawne odwiedziny w urzędzie miasta niemile zaskoczyły prezesa Towarzystwa Miłośników Ziemi Augustowskiej.
-Kilka tygodni temu przyszedłem do urzędu miasta. Chciałem rozmawiać z zastępcą burmistrza panem Sławomirem Sieczkowskim. Zamierzałem poruszyć temat przyszłości uzdrowiska oraz rewitalizacji osiedla Przylesie za 5 mln zł z dotacji przeznaczonej na rozwój uzdrowisk. Środki otrzymane przez miasto powinny być wydatkowane zgodnie z ich przeznaczeniem, zaś remont wewnątrzosiedlowego podwórka nie ma związku z uzdrowiskiem -twierdzi Marian Dyczewski.
-Poinformowałem pana Sieczkowskiego, o czym chcę z nim rozmawiać. Odpowiedział, że nie był ze mną umówiony. Pouczył mnie, żebym złożył do niego wniosek o przyjęcie, a on w ciągu trzydziestu dni wyznaczy mi termin spotkania. Zbulwersowany opuściłem budynek urzędu. Nie mieści mi się w głowie, żeby obywatel nie mógł pójść w danej chwili porozmawiać z władzami. Ci panowie stali się bonzami tego miasta, drwią sobie z nas wszystkich -ubolewa prezes TMZA.
Napisz komentarz
Komentarze