Bartosz Lipiński
Sprawa zaniedbanej i nieremontowanej wieloletniej siedziby Centrum Informacji Turystycznej w Augustowie pojawiła się w trakcie niedawnego zebrania Towarzystwa Miłośników Ziemi Augustowskiej. Były burmistrz Augustowa Leszek Cieślik, za którego kadencji wybudowano charakterystyczny obiekt, podzielił się z uczestnikami zebrania ciekawą teorią na temat Atola.
-Uważam, że problem związany z Atolem ma podłoże osobiste. Gdy ten budynek miał zostać wybudowany, miasto ogłosiło przetarg na wykonawstwo. W pierwszym etapie wygrała firma należąca do najbliższego członka rodziny byłego radnego ugrupowania Nasze Miasto. Cena zaproponowana przez firmę okazała się bardzo wygórowana. Zdecydowałem się wówczas unieważnić przetarg, a później miasto wybrało inną augustowską firmę. Wstrzymanie się z zatwierdzeniem przetargu okazało się pozytywnym rozwiązaniem, gdyż w międzyczasie otrzymaliśmy na ten cel środki z funduszy zewnętrznych. Dzisiaj najgłośniej o konieczności rozbiórki budynku mówi ten sam były radny Naszego Miasta i jego środowisko polityczne. Czy jest to swego rodzaju „zemsta” za sytuację sprzed lat? Biorę to pod uwagę –mówił L. Cieślik.
-Atola nie projektował Cieślik, ale renomowani projektanci znanej białostockiej firmy. Były dwie koncepcje. Jedna nawiązywała do budynków śluzowych, a druga do fregaty. Zbiegło się to z przyznaniem przez Augustów medalu Januszowi Laskowskiemu, który w utworze „Beata z Albatrosa” śpiewał o fregacie. Budynek miał spełniać trzy funkcje. Po pierwsze, Centrum Informacji Turystycznej, po drugie, publicznej toalety w centrum, której wtedy brakowało. Trzecim założeniem była możliwość podpięcia do prądu organizatorów różnych wydarzeń. Wcześniej przy okazji imprez prąd pobierany był ze słupów energetycznych, co było niebezpieczne. Dzięki powstaniu Atola ten problem się rozwiązał, za budynkiem wykonano wiele podłączeń. Wszystkie usterki naprawialiśmy w ramach gwarancji -przekazał były burmistrz.
Szef klubu radnych Koalicji Obywatelskiej wspomina, że Atol był kiedyś bardzo dochodowy.
-Przypomnę, że w Atolu działała restauracja, od której pochodzi jego zwyczajowa, używana dzisiaj nazwa. Zdecydowaliśmy, że ogródki kawiarniane na Rynku Zygmunta Augusta będzie prowadził ten sam przedsiębiorca, który dzierżawił Atol. Ten warunek został uwzględniony w przetargu i zwycięzca brał wszystko. Była to bardzo rozsądna decyzja, bo w jej konsekwencji do kasy miejskiej wpływało każdego roku około 100 tys. zł. W tamtym okresie były to bardzo znaczące pieniądze. Z perspektywy czasu uważam, że umożliwienie prowadzenia restauracji na górnym piętrze szklanego obiektu niosło poważne mankamenty. Budynek był przeciążony, zaczęła psuć się winda, pojawiały się problemy z toaletą. Od kilku lat miasto ma ekspertyzy remontu Atola. W jednym z wariantów naprawa kosztowała 400 tys. zł –dodał Cieślik.
Napisz komentarz
Komentarze