Krzysztof Przekop by Koty2
Listopadowe obrady rady miejskiej w Augustowie odbyły się w trybie zdalnym. Przez ostatnie półtora roku stale słyszeliśmy zapewnienia, że rada miejska w Augustowie będzie obradowała stacjonarnie, gdy tylko urząd przeniesie się do nowej siedziby na ulicy Młyńskiej. Urząd funkcjonuje w nowym miejscu, radni mają do dyspozycji dużą, przestronną salę konferencyjną. Dlaczego wrócono do posiedzeń zdalnych i jak długo taka sytuacja potrwa?
Głównym powodem jest wygoda
Obradowanie zdalne to niewątpliwa wygoda dla radnych, którzy łączą się z urzędem z domu albo miejsca pracy, a dietę otrzymują normalnie. Niektórzy radni nawet nie włączają kamer, dlatego nie wiadomo, czy poświęcają się wtedy obowiązkom związanym ze sprawowaniem mandatów. Gdy radny nie ma włączonej kamery, nie można stwierdzić, czy na pewno sam za siebie głosuje. Na przestrzeni miesięcy widzieliśmy radnych zajmujących się dziećmi, jadących samochodem, a nawet jedną z radnych idącą z grupą osób (kolonie, wycieczka?). W pamięci zostanie też bulwersująca sytuacja, kiedy radna Roszkowska zapomniała wyłączyć mikrofon. Wszyscy mogli usłyszeć pamiętne słowa: „Sześć złotych, proszę bardzo”.
Przewodniczącej rady dużo łatwiej jest przerwać dyskusję i uciszyć niepokornych radnych. Ponadto koalicja rządząca ma dziś zaledwie jeden głos przewagi nad opozycją. Na posiedzeniach stacjonarnych trudniej byłoby o stuprocentową frekwencję.
Opozycja chce normalnych obrad
Na listopadowych obradach rady miejskiej Aleksandra Sigillewska przypomniała, że normalnie pracują szkoły, fabryki, inne zakłady pracy, instytucje. Zauważyła, że nie pojawiły się żadne dodatkowe obostrzenia, a maseczki, dystans, czy środki do dezynfekcji można zabezpieczyć na sali obrad. Marcin Kleczkowski zauważył, że urząd miasta funkcjonuje zwyczajnie i w trakcie listopadowych posiedzeń normalnie przychodzili do niego interesanci. Radny uważa, że niepotrzebnie wprowadza się lokalny lockdown. Całkiem inne zdanie wyrazili samorządowcy obozu rządzącego.
Apokaliptyczne wizje rządzących
Emilian Al-Khameri mówił o dmuchaniu na zimne, aby chronić się nawzajem. Przewodnicząca rady miejskiej stwierdziła, że będzie zwoływała sesje zdalne zawsze, jeżeli będzie widziała choćby jedną setną procenta zagrożenia. Przekonywała, że w listopadzie trzy osoby zgłosiły jej, że są przeziębione. Z kolei Katarzyna Raczkowska zaprosiła radnych Sigillewską i Kleczkowskiego do karetki lub szpitala. Stwierdziła, że kiedy radni „w domku pod kocykiem normalnie popijają sobie herbatkę, to inni muszą walczyć o pacjentów”.
Brak tu logiki oraz konsekwencji
Dzień po listopadowej sesji zdalnej odbyły się miejskie obchody Narodowego Święta Niepodległości. Mogliśmy dostrzec na nich np. radne Dobrowolską i Roszkowską bez maseczek, przebywające w tłumie uczestników uroczystości. 15 listopada na profilu Facebookowym burmistrza Mirosława Karolczuka pojawiła się relacja ze spotkania z przedszkolakami w urzędzie miejskim. Na zdjęciach widzimy sporą grupę dzieci przybijających piątki z burmistrzem. Nikt nie miał maseczki na twarzy. Idąc za argumentacją radnych koalicji rządzącej można powiedzieć, że burmistrz Karolczuk nieodpowiedzialnie naraża małe dzieci na zakażenie tylko po to, by zrobić sobie zdjęcie do mediów społecznościowych.
Napisz komentarz
Komentarze