Krzysztof Przekop by Koty2
Autorytet augustowskiej rady miejskiej od dawna jest wątpliwy, można wręcz mówić o totalnej kompromitacji i narażaniu na szwank dobrego imienia Augustowa. Sesje rady przemieniają się na przemian w kabaret i arenę działań wojennych. Obrady ogląda się z dużym zainteresowaniem, jak mocny thriller, choć na dłuższą metę skutki takiej sytuacji mogą być opłakane. Sesja z 25 lutego zapisze się na czarnych kartach historii.
Geneza konfliktu w klubie PiS
Chcąc lepiej zrozumieć ostatnie wydarzenia należy cofnąć się o blisko dwa lata. W lipcu 2019 roku Marcin Kleczkowski został pozbawiony funkcji przewodniczącego rady miejskiej. Stało się to za sprawą decyzji osób z Naszego Miasta, ale przede wszystkim grupy radnych, którzy startowali z Kleczkowskim do rady z listy PiS. Podczas pamiętnych obrad padły puste slogany o trudnej współpracy, a jednym z nielicznych konkretów było stwierdzenie, że przewodniczący rady nie zasiadał przy jednym stole ze swoim zastępcą. Dziś należy zapytać, czy mieszkańcy miasta nie zostali cynicznie oszukani. Konsekwencją tych wydarzeń było rozwiązanie klubu PiS w radzie. W tle historii gorącego lata 2019 r. przewijał się stale wątek dzierżawy działki na ulicy Kasztanowej, ale nikt nie chciał powiedzieć, o co w tej sprawie tak naprawdę chodzi. Przecięcie spekulacji w tamtym momencie mogło doprowadzić do tego, że uniknęlibyśmy wielu gorszących scen. Kilka miesięcy później doszło do kolejnej emocjonalnej dyskusji. Koalicja rządząca, która odwołała Kleczkowskiego z funkcji w radzie, wydała zgodę na zwolnienie Kleczkowskiego z pracy.
Zaskakujący atak na sesji rady
Powody konfliktu, który doprowadził do przewrotu w radzie, cały czas pozostawały nieznane, choć dopytywała o nie również nasza redakcja, która nigdy nie dała wiary oficjalnej narracji. Po wielu miesiącach bezskutecznych dociekań na zabranie głosu zdecydowali się banici z klubu PiS. Na sesji 25 lutego byliśmy świadkami kolejnego przesilenia i wylania kubła pomyj na głowę Marcina Kleczkowskiego. Nie brakuje głosów, że cała sytuacja została doskonale wyreżyserowana, bo niektórzy radni odczytywali z kartek spore fragmenty swoich wystąpień (podobnie jak w lipcu 2019 roku). Jako pierwszy krytyczną recenzję o działalności przewodniczącego augustowskiego PiS wygłosił Mirosław Chudecki. Radny krytykę przeplatał dyplomacją i starał się nie powiedzieć zbyt dużo. Zdecydowanie bardziej bezpośredni byli koledzy i koleżanki Chudeckiego, powszechnie nazywani banitami z klubu PiS.
Rzekomy układ z deweloperem
Mieczysław Szczerbakow rozwinął myśl Mirosława Chudeckiego i stwierdził, że Kleczkowski na jednym ze spotkań klubu używał siły fizycznej i przemocy wobec Alicji Dobrowolskiej. Spotkanie dotyczyło głośnej swego czasu, choć nadal enigmatycznej sprawy związanej z dzierżawą działki przy ulicy Kasztanowej. Szczerbakow wyraził opinię, że Kleczkowski razem z deweloperem chciał ją przejąć. Banita z klubu PiS dodał, że gdyby powiedział o wszystkich sprawach, które kazał robić Kleczkowski, to byłoby to naprawdę coś strasznego. Kolejne szokujące oskarżenia dotyczyły rzekomego telefonu przed sesją w lipcu 2019 r., kiedy dokonywano przewrotu w radzie. Szczerbakow przekonywał, że Kleczkowski miał nie tylko nalegać na to, by nie uczestniczyć w sesji, ale groził również pozbawieniem pracy. Mieczysław Szczerbakow płomienne wystąpienia skończył straszną puentą. Stwierdził, że całe życie polityczne i prywatne Kleczkowskiego, to tylko pasmo kłamstw i intryg.
Roszkowska trwała w zaślepieniu
Jolanta Oneta Roszkowska dziękowała swoim przedmówcom za odwagę i powiedzenie „słów prawdy”. Kontynuowała atak mówiąc, że Kleczkowski używał przemocy fizycznej i psychicznej. Do rzekomych wydarzeń miał dojść przed niespełna dwoma laty w Kaktusiku. Banitka z klubu PiS ubolewała, że bardzo długo stała po stronie Kleczkowskiego i „trwała w zaślepieniu” licząc, że być może ma on chwilowe problemy. Roszkowska przyznała, że przemoc zastosowana przez niego względem Alicji Dobrowolskiej powaliła ją z nóg i skłoniła do otwarcia oczu. J. O. Roszkowska oceniała, że nie chce mieć nic wspólnego z ludźmi, którzy używają siły fizycznej oraz psychicznej wobec kobiety i wstydzi się, że długo stała po stronie Kleczkowskiego.
Na czym polegała rzekoma przemoc?
Na bardzo ciekawy fakt zwrócił uwagę Tomasz Miklas. Radny PiS zauważył, że oskarżenia banitów pod adresem Kleczkowskiego dotyczą wyłącznie spraw stricte partyjnych, które nie mają związku z funkcjonowaniem miasta. Miklas dociekał, dlaczego w takim razie odwołanie Kleczkowskiego wsparli radni Naszego Miasta, którzy określają siebie mianem bezpartyjnych i odżegnują się od polityki? Radny PiS oceniał, że przewrotu w prezydium rady z lipca 2019 roku nie da się tłumaczyć wewnętrznymi sprawami partii, a argumentacja banitów jest bardzo niespójna i nielogiczna. Ale najważniejsza w wypowiedzi Tomasza Miklasa była jego relacja ze spotkania w Kaktusiku, gdy zdaniem banitów Kleczkowski miał używać przemocy wobec Dobrowolskiej. Rozmowy w restauracji dotyczyły nieprzedłużenia trzyletniej dzierżawy działki na ulicy Kasztanowej. Marcin Kleczkowski miał posługiwać się dokumentami, w tym sądowymi. Z relacji Miklasa wynika, że Alicja Dobrowolska nie miała ochoty zapoznać się z dokumentacją i mówiła, że wie lepiej jak ta sprawa wygląda. Ponadto radna miała krzyczeć i zachowywać się w sposób niestosowny. Jako, że spotkanie odbywało się w restauracji, przewodniczący augustowskiego PiS próbował uspokoić partyjną koleżankę.
-Pan Marcin Kleczkowski normalnym gestem, tak jak się to robi, złapał panią za dłoń i powiedział: „Pani Alu, trochę ciszej”. Tyle było tej przemocy –skomentował radny T. Miklas.
W ocenie obecnej przewodniczącej rady miejskiej było to takie „pociągnięcie za rękę”, że Mieczysław Szczerbakow chciał się bić z Kleczkowskim, ale go powstrzymała, bo Kleczkowski miał ponoć przeprosić za swoje uniesienie. Kleczkowski twardo to dementował.
Albo Kleczkowski albo pieniądze z województwa
Tomasz Miklas stał na stanowisku, że banici nie wyjaśnili powodów, które zadecydowały o przewrocie w radzie i odwołaniu Kleczkowskiego z funkcji przewodniczącego rady. Zdaniem Miklasa za tą sprawą stoi tajemniczy radny sejmiku województwa podlaskiego, który pragnął znaleźć się na liście kandydatów PiS w ostatnich wyborach do Sejmu. Na liście wyborczej miał być Marcin Kleczkowski. Radny sejmiku województwa podlaskiego zdaniem Tomasza Miklasa poprosił Kleczkowskiego, aby nie ubiegał się o mandat posła. Po odmowie Kleczkowski miał zostać poddany szantażowi, że jeśli się nie wycofa, to zostanie skompromitowany poprzez odwołanie go z funkcji przewodniczącego rady i wówczas nie będzie mógł kandydować. T. Miklas powoływał się też na rozmowę z zastępcą burmistrza, który w obecności innych osób miał mu powiedzieć, że radny sejmiku był w urzędzie i stwierdził: „Albo Kleczkowski, albo pieniądze z województwa”. Radny Miklas przypomniał także o pozbawieniu Kleczkowskiego pracy i o jego pamiętnych słowach z jesieni 2019, że oponenci Kleczkowskiego są żadni krwi.
Gdyby Kaczyński wiedział
Dariusz Ostapowicz przekonywał, że wypowiedzi byłych radnych klubu PiS, należących dziś do koalicji rządzącej, są „jak najbardziej boleśnie prawdziwe”. Z jego strony padł też nowy, wcześniej niesłyszany zarzut, jakoby Marcin Kleczkowski używał przemocy względem starszego człowieka. Ostapowicz mówił, że chodzi o byłego członka powiatowego zarządu PiS i niegdysiejszego nauczyciela, szefa augustowskich struktur partii. Co prawda nie padło żadne nazwisko, jednak oczywistym jest, że Ostapowicz miał na myśli radnego powiatu augustowskiego Waldemara Jedlińskiego. Z relacji Ostapowicza wynikało, że Kleczkowski szarpał starszego człowieka, nie chcąc wpuścić go na zwołane przez siebie spotkanie zarządu. Ta sytuacja miała powtórzyć się w dniu przewrotu w prezydium rady, gdy Kleczkowski miał szarpać i uniemożliwić Jedlińskiemu udział w spotkaniu radnych z ówczesnym szefem gabinetu politycznego ministra Piontkowskiego, Tomaszem Madrasem. Ostapowicz mówił też o innych rzekomych zdarzeniach świadczących o przemocy, o których ponoć może opowiedzieć pewien znany, szanowany poseł. Następne zarzuty także były jeszcze bardziej sensacyjne.
Ostapowicz twierdził, że Kleczkowski miał również się odgrażać, że jest władny zablokować fundusze zewnętrzne dla Augustowa, jeżeli nie będzie tak, jak on chce. Zdaniem Ostapowicza zwieńczeniem pogróżek miały być słowa: „Nic nie dostaną!”. Ostapowicz skarżył się, że kierowane przez niego i jego stronników pisma do wysokich przedstawicieli partii, gdzie poinformowano o trudach współpracy z Kleczkowskim nie przyniosły efektów. W opinii Ostapowicza, gdyby o tych sprawach dowiedział się prezes Jarosław Kaczyński, to wtedy pogoniłby Kleczkowskiego i Miklasa na cztery wiatry.
Niebieska karta w radzie miejskiej
Alicja Dobrowolska potwierdziła relacje wygłoszone przez pozostałych banitów z klubu PiS. Powiedziała, iż milczenie wynikało z faktu, że osoby wybrane z listy PiS nie chciały pluć we własne gniazdo. A. Dobrowolska stawia również tezę o „sprywatyzowaniu augustowskiego PiS” przez Marcina Kleczkowskiego i jest zniesmaczona, że radni opozycji nalegali na jak najszybsze przerwanie publicznego prania brudów na sesji. Dobrowolska mówi o przemocy fizycznej ze strony Kleczkowskiego i pyta, czy powinna razem z innymi radnymi założyć „niebieską kartę”? Radna utrzymuje, że ma dowody potwierdzające oskarżenia.
Kleczkowski zamierza iść do sądu
Odsądzony od czci i wiary Marcin Kleczkowski powiedział, że kierowane pod jego adresem zarzuty to stek pomówień oraz zwyczajne kłamstwa. Zapowiedział, że poda do sądu autorów oskarżeń. Kleczkowski kategorycznie zaprzecza, jakoby kiedykolwiek stosował przemoc. Również pozostałe zarzuty traktuje w kategoriach kalumnii, które będą miały konsekwencje prawne. Niezwykle ciekawie w relacji Kleczkowskiego wyglądała sprawa pism, kierowanych przeciwko niemu do zwierzchników partyjnych. W pierwszym kwartale 2019 roku do pełnomocnika okręgowego PiS wpłynęło pismo, z zarzutem że Kleczkowski udzielił poparcia Mirosławowi Karolczukowi przed drugą turą wyborów na burmistrza. Dzisiaj te same osoby są w koalicji z burmistrzem, co zdaniem Kleczkowskiego, najlepiej świadczy o ich wiarygodności i honorze.
Sigillewska zaprzecza
Banici z klubu PiS podczas sesji kilkukrotnie powoływali się na autorytet Aleksandry Sigillewskiej. Mówili, że radna Sigillewska w 2019 roku była przeciwna Marcinowi Kleczkowskiemu i namawiała Alicję Dobrowolską do przeprowadzenia obdukcji po kłótni w Kaktusiku. Radna Sigillewska odniosła się do przytyków pod swoim adresem mówiąc, że nie zamierza potwierdzać przywoływanych przez banitów oskarżeń wobec szefa augustowskiego PiS. Sigillewska nie była także w stanie przypomnieć sobie, aby kiedykolwiek radziła Alicji Dobrowolskiej dokonanie obdukcji albo pójście na policję. Nie przypomina sobie, by Marcin Kleczkowski kiedykolwiek przepraszał Alicję Dobrowolską, na co powoływała się przewodnicząca rady. Zdaniem Sigillewskiej cały skandal na niedawnej sesji i zarzuty o rzekomej przemocy to nic innego jak temat zastępczy. Radna PiS przypomniała, że w ubiegłym roku dużo miejsca poświęcono rzekomej przemocy w Szkole Podstawowej nr 3, jednakże do tej pory nie przedstawiono na to żadnych dowodów.
Rada powinna ulec rozwiązaniu
Zastępca burmistrza Filip Chodkiewicz wyraził zdziwienie, że Kleczkowski jest „tego rozmiaru ancymonem”, zaś radni opozycji byli wstrząśnięci przebiegiem dyskusji i tym, że dopuściła do niej przewodnicząca. Godna uwagi była refleksja Krystyny Wilczewskiej, która w przeszłości stała na czele rady miejskiej. W jej ocenie podobnego skandalu nie było nigdy w historii Augustowa i powiatu augustowskiego, a całą szokującą debatą winny zainteresować się odpowiednie organy. Zdaniem Wilczewskiej obecna rada miejska powinna ulec rozwiązaniu. Wydaje się, że ta ostatnia opinia jest bardzo rozsądna, bo skala pośmiewiska, kompromitacji, braku zaufania i wzajemnej nienawiści przekroczyła wszelkie znane wcześniej rozmiary.
Oskarżenia wypowiedziane na niedawnej sesji pod adresem Marcina Kleczkowskiego były zatrważające. Radny Kleczkowski przekonuje, że to wszystko nieprawda.
Zapracowali na brak wiarygodności
Jedno można dziś bez chwili zawahania przyznać. Obserwując postawę banitów z klubu PiS w innych kwestiach, rzekomej przemocy w Szkole Podstawowej nr 3, druzgocących zarzutów i oceny dla byłej dyrektor Wiesławy Chrulskiej, tematu finansowania mediów rodziny Tomasza Dobkowskiego przez miasto, w końcu ataku na naszą gazetę i obrzucania jej pomyjami na niesławnej konferencji prasowej, należy z dużym dystansem podchodzić do najnowszych rewelacji. Koalicja rządząca złożona z banitów z klubu PiS i radnych Naszego Miasta przed rokiem manipulowała słowami Leszka Cieślika, jakoby obraził mieszkańców dzielnicy Silikaty, co nie miało miejsca. Niedawno po jednej z wypowiedzi Marcin Kleczkowski otrzymał od radnego koalicji rządzącej łatkę osoby śmiejącej się z osób niepełnosprawnych, co również było kompletnym nieporozumieniem. Za skandaliczne finansowanie mediów rodziny Dobkowskiego z naszych podatków mają odpowiadać inne media. To wszystko pokazuje, że w polityce dyskredytowanie oponentów przez kłamstwa jest możliwe. I w tym wypadku może być podobnie.
Na koniec musimy uprzedzić kolejne ataki na naszą gazetę. Jesteśmy dalecy od bronienia Kleczkowskiego, nie mamy z nim żadnych układów. W takie bajki mogą wierzyć chyba tylko banici. Mamy jeden cel i jedną misję. Stać po stronie prawdy i po stronie krzywdzonych. I swoją misję staramy się wykonywać jak najlepiej.
Napisz komentarz
Komentarze