Bartosz Lipiński
Pewien znany polski polityk powiedział kiedyś o jednym z oponentów, że jego wystąpienie nawiązywało do czasów, w których można było kontrfaktyczność posunąć do najbardziej radykalnej wersji. Słuchając niedawnych wypowiedzi Alicji Dobrowolskiej też można było odnieść wrażenie, że posłużyła się radykalną kontrfaktycznością, w którą osoby obserwujące działalność radnych miejskich w Augustowie zapewne nie uwierzą. Sprawa dotyczy abordażu na komisje w radzie. Termin „abordaż” oznacza zdobywanie okrętu nieprzyjaciela przez szczepienie się okrętów i walkę na pokładzie. Jako pierwszy w naszym mieście powszechnie stosowanego obecnie słowa użył lider PiS Marcin Kleczkowski.
Zarys historyczny poruszanej sprawy
Sesja rady miejskiej z lutego 2020 roku przeszła do annałów augustowskiego samorządu. Na posiedzeniu dyskutowano m.in. o wariantach południowo-wschodniej obwodnicy Augustowa, trudnej sytuacji lokatorów mieszkań komunalnych i podwyżkach za pobyt dziecka w żłobku. Po blisko dziesięciu godzinach sesję przerwano z powodu braku kworum. 6 lutego 2020 roku opozycja kilkukrotnie opuszczała salę w akcie protestu przeciwko decyzjom podejmowanym przez rządzących, a w pewnym momencie na nią nie wróciła. Głównym zarzutem oponentów koalicji Naszego Miasta i banitów z klubu PiS było to, że na sesji podejmowano w niektórych przypadkach inne decyzje, niż wypracowane po wielu godzinach rozmów na komisji. Krótko po pamiętnej sesji zwołano kilka konferencji prasowych. Ekipa rządzący zarzucała opozycji obstrukcję, przedstawiciele opozycji narzekali, że traktuje się ich jak bezmyślne maszynki do głosowania. Sesję dokończono kilka dni później. Radni koalicyjni złożyli wówczas akces do większości komisji i tak rozrosły się one niemal do składu osobowego całej rady. Dzięki temu mieli już gwarancję, że komisje będą odtąd opiniować projekty uchwał zgodnie z wolą władz.
Dyskusja z niedawnych obrad komisji
Sprawa rozkładu sił w komisjach wróciła na ostatnim posiedzeniu komisji uzdrowiskowej. Radny Koalicji Obywatelskiej Adam Sieńko ocenił, że wpływ na negatywne funkcjonowanie komisji ma zdominowanie jej przez obóz rządzący, a niekorzystne skutki zmian widoczne mają być też w innych komisjach.
-Problem nie dotyczy tylko komisji uzdrowiskowej. Komisje zostały sztucznie napompowane ilością radnych i przejęte w stu procentach przez koalicję popierającą burmistrza. Efekt jest taki, a nie inny. Na koniec omawiania każdego tematu przewodniczący dopuści do głosu pana Dobkowskiego, żeby spuentował, powiedział o właściwym postępowaniu i o sukcesie. Macie przewagę jednego głosu, anemiczną większość. Można było prowadzić prace zupełnie inaczej i bardziej koncyliacyjnie. Niedeklaratywnie, ale realnie wspólnie –komentował Adam Sieńko.
Klubowa koleżanka radnego Izabela Piasecka stwierdziła, że sprawa abordażu na komisje jest oczywista i wiadomo w jakim celu zostało to uczynione. Szybko pojawiła się również riposta.
Przewodnicząca cukruje rzeczywistość
Z opinią radnych opozycji polemizowała Alicja Dobrowolska. Przewodnicząca rady najpierw przeinaczyła słowa oponenta twierdząc, że Adam Sieńko mówił o „sztucznych radnych”, co nie miało miejsca. Odwróciła kota ogonem twierdząc, że radna Piasecka ma pretensje, iż radni chcą pracować w komisjach w przeciwieństwie do członków opozycji, którzy nie chcą brać udziału w tych pracach, gdyż rezygnują z zasiadania w komisjach. Banitka z PiS brnęła w narrację, że powodem masowego przystąpienia rządzących do większości komisji była jedynie chęć pracy i nie można robić za to zarzutów. Dodała, że rządzący są zainteresowani sprawami miejskimi.
Według Izabeli Piaseckiej przewodnicząca rady udawała, że nie rozumie istoty problemu. Ale kontrfaktyczność wyrażona przez Alicję Dobrowolską pobudza do refleksji. Jeżeli prawdą ma być to, że powodem abordażu na komisje była jedynie chęć pracy, dlaczego do takiego kroku nie doszło na początku kadencji rady, gdy zgłaszano kandydatury do składów komisji? Wtedy nie było takiego zapału do pracy wśród osób z obecnej koalicji rządzącej. To jasno sugeruje, że rzeczywistym powodem rozrośnięcia się komisji mogła być po prostu chęć ich całkowitego zdominowania i marginalizowania odrębnych głosów. Przewodnicząca wspomniała o tym, że pewni członkowie opozycji opuścili szeregi niektórych komisji. Jednak zapomniała dodać, że ich decyzje stanowiły rodzaj protestu wobec panujących dziś standardów oraz pacyfikowania inicjatyw adwersarzy władz miasta. Doskonałym tego przykładem było opuszczenie komisji rewizyjnej przez Rafała Harasima. Radny KO nie chciał odgrywać roli statysty, który nie ma realnego wpływu na działania podejmowane przez większość. Harasim uważał, że jego praca będzie nadaremna, jeśli rządzący i tak nie liczą się z opozycją podczas podejmowania decyzji. Przed rokiem z podobnych względów komisję ds. budżetu opuścił Tomasz Miklas, radny PiS.
Od przepracowania szwankuje pamięć
Dobrą puentą rozważań nad celowością zdominowania komisji przez rządzącą większość jest odwołanie do sytuacji z końca maja ubiegłego roku. Połączone komisje rady obradowały nad raportem o stanie miasta Augustowa za rok 2019. Każda z komisji musiała osobno opiniować przedłożony przez burmistrza dokument. Doszło wtedy do zabawnej sytuacji. Jeden z radnych koalicji rządzącej w trakcie głosowania nie wiedział, że jest jej członkiem komisji. Czkawką odbija się to, że na początku kadencji nie uregulowano kwestii, jak liczne mają być komisje. Gdyby to zrobiono, to teraz w niektórych komisjach nie byłoby ok. dwudziestu osób.
Napisz komentarz
Komentarze