Jesteśmy w stanie wojny
Jest pani właścicielką popularnego hostelu w Augustowie. Proszę powiedzieć, jak pani działalność biznesowa odnajduje się w obecnej rzeczywistości, zwłaszcza w porównaniu do sytuacji sprzed epidemii koronawirusa.
-Dzisiejsze realia dla branży turystycznej, czyli hoteli i restauracji to totalny dramat. Okres zimowy jest i tak bardzo trudny dla hotelarzy w małych miasteczkach, gdzie nie ma innych atrakcji poza krajobrazowymi. Powszechną praktyką jest, że zimowe zobowiązania, związane np. z ogrzewaniem czy podatkiem od nieruchomości spłacamy dopiero w wysokim sezonie. Mimo tego, raczej nie było sytuacji, żebym nie zapłaciła pracownikom, czy nie miała na bieżące zakupy. Nie było może „kokosów” i zapasów finansowych, ale rok nam się bilansował. Od jakiegoś czasu prowadziliśmy też inwestycje, żeby podnieść standard obiektu. W chwili obecnej wygląda to zupełnie inaczej. Odwołane są w zasadzie wszelkie rezerwacje do końca czerwca, a bieżące umowy z dnia na dzień zostały anulowane. I raptem pozostaliśmy bez wpływów. Kilka posiłków dziennie, które produkujemy na wynos, nie zabezpieczają nawet kosztów, a wręcz generują nowe i zwiększają deficyt. Lato też stoi pod znakiem zapytania. Kontrahenci nie chcą wpłacać zaliczek, bo też nie wiedzą, co będzie dalej. A zaliczki w tym okresie były głównym zastrzykiem na przetrwanie do sezonu. W moim obiekcie latem są głównie obozy sportowe. Nie wiem, czy rodzice będą chcieli puścić dziecko na turnus. Z całą pewnością niektórych z nich dotknie też kryzys gospodarczy i będą musieli zdecydować, czy wypoczynek czy byt rodziny. Tych dylematów nikt nam nie rozstrzygnie. Jesteśmy w zawieszeniu. Bez pomocy państwa i uruchomienia wsparcia dla pracowników i dla nas możemy nie mieć z czym ruszać po pandemii.
Jakie konsekwencje mogą dotknąć pani biznes, jeżeli sytuacja nie zostanie opanowana w najbliższych tygodniach i życie nie wróci do normalności? Czy rozważa pani zamknięcie biznesu lub redukcję etatów?
-Rozważam całkowite zamknięcie biznesu, ale chciałabym uniknąć redukcji etatów. Moi pracownicy zostaliby zupełnie bez środków do życia. Nie dopuszczam w ogóle takiej myśli. Dlatego też oczekuję absolutnego wstrzymania wszelkich zobowiązań, typu kredyty, składki, podatki, żeby móc przetrwać kolejne dni. Wiele lat płacimy różne daniny. Teraz przyszedł czas próby. Państwo musi zmienić priorytety i ułatwić nam przetrwanie, abyśmy po pandemii mieli szansę stanąć na nogi. Ogromną rolę w tym chaosie może odegrać samorząd lokalny.
Proszę powiedzieć, czy przypomina pani sobie porównywalny do obecnego kryzys w swojej dotychczasowej działalności biznesowej?
-Nie przypominam sobie aż takiego kryzysu. Co prawda biznes swój rozpoczęłam w bardzo trudnym momencie, 10 lat temu i akurat trafiłam na gospodarczy kryzys. Jednak nie ogarnął on tak wielu płaszczyzn. Byłam zmuszona do restrukturyzacji kredytu, czego skutki odczuwałam do zeszłego roku. Kiedy sytuacja zaczęła się stabilizować, znowu krach. Tym razem nieprzewidywalny i ogarniający cały świat, izolujący nas od siebie, powodujący, że ta sytuacja dodatkowo wpływa na obniżenie nastrojów. Jednocześnie to co się dzieje na scenie politycznej nie napawa optymizmem. Jedynym pocieszeniem jest to, że nie jesteśmy sami w tym wszystkim, że jest nas cała rzesza, cała społeczność i może to spowoduje, że pomoc jednak będzie.
W jaki sposób władze państwa oraz miasta mogą pomóc branży w obecnej sytuacji?
-Oczekuję przede wszystkim zawieszenia wszelkich zobowiązań, wsparcia dla pracowników, ograniczenia wydatków na wszelkie inwestycje, które nie są niezbędne. Oczekuję pełnej i prawdziwej informacji o sytuacji. Uważam, że należy ograniczyć rozdawnictwo pieniędzy i ukierunkować je tam, gdzie są potrzebne najbardziej, czyli osobom które są bez środków do życia. Jednak sprawą priorytetową, generalną i absolutnie konieczną jest skierowanie środków na pierwszą linię frontu, czyli na służbę zdrowia w szerokim rozumieniu tego słowa. Mam na myśli również prace związane z badaniami nad wynalezieniem skutecznego leku na koronawirusa. To dotyczy nas wszystkich, nie tylko naszej branży. Jednak gospodarka to system naczyń połączonych. Jedni od drugich jesteśmy zależni. Jak my nie będziemy mieli klientów, to nie skorzystamy z usług wielu firm itd. Działa to podobnie jak wirus. Dlatego apeluję, żebyśmy przestrzegali wszelkich nakazów i zakazów, by jak najszybciej wyjść z tej kryzysowej sytuacji. Jesteśmy w stanie wojny. Sytuacja wymaga szczególnych zachowań, ale też solidarności, zrozumienia, cierpliwości i empatii. Kto może niech wspiera działaniami, finansami czy nawet tylko rozmową na łączach, bo niejednokrotnie tylko to nam zostaje. Nie poddawajmy się jednak złemu klimatowi, bo to może nas tylko doprowadzić do stanów depresji i załamania. Korzystajmy z nadchodzącej wiosny, oczywiście z rozsądkiem i tylko w rodzinnym, małym gronie.
Dziękuję za rozmowę.
Napisz komentarz
Komentarze