Pani Małgosiu 28 finał Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy za nami, i jakże udany, bo przecież na koncie jest już pawie 137 tys. złotych, a jeszcze spływają kwoty z Allegro. Z pewnością nie byłoby takiego wyniku gdyby nie praca pani i rzeszy społeczników, zrobiliście naprawdę kawał dobrej roboty. Proszę powiedzieć, kiedy zaczęły się przygotowania do akcji i jak wyglądały.
- No, jak zwykle – wiosną, tak w kwietniu. Najpierw pomysły, eksplozja pomysłów, potem trochę opamiętania i lekka weryfikacja, a od października – mrówcza praca organizacyjna i od czasu do czasu zdumienie – „A kto tyle tego nawymyślał?”
Z tego co wiem, to „wasza rodzina” z roku na rok się powiększa, bo jeszcze kilka lat temu pisaliśmy, że było was ok. 100, a w tym roku było ponad 350, rozumiem, że ludzie chętnie przyłączają się do was?
- W tym roku doliczyliśmy się 370 osób, które pracowały w różnych punktach miasta w samym tylko dniu finału, a było ich jeszcze więcej. Przyznam, że nie przewidzieliśmy tylu wolontariuszy i w ostatniej chwili trzeba było dodrukowywać identyfikatory. To więcej niż rok temu. A jeszcze ponad 60 osób wspomagało organizatorów w różny sposób tylko przed finałem – szyło serduszka, malowało kubki, piekło ciasta, szykowało fanty, nagrody itp. To jest właśnie nasza największa radość i satysfakcja, że ludzie chcą do nas dołączać, że jak ktoś raz przyjdzie, to potem wraca, że są wśród nas osoby w różnym wieku, z różnych części miasta, różnych środowisk. Włączają się całe rodziny - czasem trzy pokolenia. Myślę, ze w nas wszystkich jest taka wielka potrzeba bycia razem, robienia wspólnie rzeczy, które czemuś służą, mają jakiś sens. Wtedy warto wyjść z domu, warto się potrudzić.
Napisz komentarz
Komentarze