A dzisiaj chcę napisać o paradoksach. Mamy ich niemało. Najbardziej socjalna i lewicowa partia mieni się prawicą, zwolennicy twardego kapitalizmu nazywają się lewicą. Wiem, że nieco upraszczam, ale uważam to za największy paradoks krajowej polityki. Jednak największym paradoksem jest sposób obchodzenia największych świąt wolnościowych. Jako student obchodziłem te święta, szczególnie 3 Maja, na ulicach Gdańska lub Warszawy, w kłębach gazu łzawiącego, uciekając przed ORMO i milicją. Od początku lat dziewięćdziesiątych daliśmy sobie wmówić, że wielkie święta narodowe muszą zacząć się od uroczystej mszy, a skończyć się smutnym przemarszem panów w czarnych płaszczach i kapeluszach w miejsca pamięci w celu złożenia brzydkich wieńców. Najbardziej radosne święto, jakby urodziny naszej ojczyzny obchodzimy prawie jak stypę. Mija 30 lat od kolejnego wyzwolenia naszego narodu, a jak Polska długa i szeroka pielęgnujemy msze, ponure przemarsze i składanie kwiatów. Jasne, że należy się cześć i szacunek bohaterom naszej trudnej historii, jasne że msze za ojczyznę są wpisane w naszą polską tradycję, jasne że trzeba pielęgnować pamiątki historii, jednak nie możemy wiecznie pielęgnować mickiewiczowskich myśli romantycznych i mickiewiczowskiej zadumy. Bo myślenie Mickiewicza należy do Polski zniewolonej, marzącej o niepodległości. A dzisiaj niepodległość i wolność mamy i radujmy się tym każdego dnia, a zwłaszcza w dni wielkich świąt narodowych. Tę radość jesteśmy winni bohaterom narodowym i naszym dzieciom. Zacznijmy od Augustowa.
Co o radosnym obchodzeniu święta 11 Listopada myślą władze miasta i powiatu, piszemy w tekście Beaty Perzanowskiej „Zacznijmy radość od Augustowa”.
Napisz komentarz
Komentarze