Dobra gospodyni do Europarlamentu
Pani poseł, proszę powiedzieć jak to się stało, że w wieku zaledwie 29 lat została pani najmłodszym wicemarszałkiem województwa w historii polskiej samorządności?
-Wicemarszałkiem województwa zostałam w 2006 roku, ale moja przygoda z polityką zaczęła się dużo wcześniej. Wyrastałam w domu, w którym zawsze mówiło się o polityce rozumianej jako praca dla ludzi. Moi przodkowie od końca XIX wieku walczyli o polskość ziem ówczesnych Prus wschodnich oraz o lepsze życie rolników - „o język ojczysty i przeciw wyzyskowi majątkarzy”.
Można powiedzieć, że była pani od razu rzucona na głęboką wodę…
-Miewałam chwile zwątpienia, ale któż ich nie ma? Dużo pracowałam, dokształcałam się. Dziś wspominam, jak niektórzy starsi samorządowcy traktowali mnie z góry - młoda, kobieta, nie da rady… Ale dałam radę: wdrożyłam ponad miliard euro w rozwój regionu i przetarłam szlaki. Dziś nie dziwią kobiety czy trzydziestolatkowie na ważnych stanowiskach w samorządach.
Proszę powiedzieć o swoich osiągnięciach w roli wicemarszałka województwa i wskazać ile udało się pani wdrożyć pieniędzy z funduszy unijnych na rozwój regionów?
-Negocjowałam programy operacyjne. Także dla województwa podlaskiego była to pomoc na miarę planu Marshalla, skok cywilizacyjny. Od początku stawialiśmy na budowę nowych połączeń kolejowych i drogowych, między innymi obwodnicy Augustowa i całej Via Baltica. Tylko przez ostatnie pięć lat w Podlaskiem zbudowano i wyremontowano ponad 620 km nowych dróg- to tyle, ile trasa z Augustowa do Berlina! Duży nacisk położyliśmy na sieć internetu szerokopasmowego. Nikt nie zapominał o inwestycjach w ludzi. Dzięki programom dla przedsiębiorców udało się utworzyć na Podlasiu prawie 4 tysiące nowych miejsc pracy.
Czy pani zdaniem dzięki tamtym latom doświadczeń na szczeblu wojewódzkim będzie pani teraz łatwiej pracować na rzecz pozyskiwania środków unijnych dla województwa podlaskiego i warmińsko mazurskiego?
-Na pewno tak. Udowodniłam, że potrafię negocjować pieniądze i umiem je właściwie inwestować. Od 2015 roku jestem posłanką na Sejm, gdzie moimi priorytetami są szeroko rozumiana polityka prorodzinna, wspieranie samorządów, rozwój przedsiębiorczości, rolnictwo i szeroko rozumiane sprawy kobiet. Zasiadanie w ławach opozycji nie ułatwia pracy, ale się nie zniechęcam. W Parlamencie Europejskim będę w największej frakcji Europejskiej Partii Ludowej, co pomoże osiągnąć cel.
Założyła pani sobie ambitny cel, jakim jest pozyskanie 2 mld euro na rzecz rozwoju województwa podlaskiego, jeżeli uda się pani otrzymać mandat europosła. Proszę powiedzieć, jak zamierza pani zrealizować to zobowiązanie?
-Dwa miliardy euro dla Podlasia to plan minimum. Cel jest ambitny, ale realny. Dlaczego? Jak mówiłam, umiem negocjować, znajdować sojuszników i znam argumenty. Podlasie jest jednym z najbiedniejszych regionów UE, pod względem PKB zajmuje 271 miejsce ze wszystkich 312. W tym wypadku to atut, bo niezamożność jest głównym kryterium przyznawania pieniędzy na politykę spójności. Racja jest po naszej stronie, potrzebni są tylko skuteczni politycy w Brukseli.
Na pani ulotkach reklamowych możemy przeczytać, że jest pani dobrą gospodynią. Proszę powiedzieć, dlaczego przyjęła pani sobie takie hasło?
-Po pierwsze, zawsze wspieram kobiety. W Sejmie poprzedniej kadencji wywalczyłam m.in. wydłużenie urlopów macierzyńskich i wychowawczych. Po drugie, też jestem gospodynią, wychowuję dzieci, prowadzę dom. Niektórzy zareagowali: jak to? Dobra gospodyni rosół rozlewa i chodzi w chustce na głowie.... A moim zdaniem to osoba pracowita, zorganizowana i skuteczna, która dba o ludzi, walczy o ważne sprawy, myśli praktycznie i działa zgodnie ze zdrowym rozsądkiem. Skończmy ze stereotypami i doceńmy dobre gospodynie, bo silna kobieta to silna rodzina, a silna rodzina to silna Polska.
Podczas obecności Polski w strukturach Unii Europejskiej zdarzyło się, że nasz okręg wyborczy reprezentowali europosłowie zupełnie niezwiązani z regionem. Czy fakt, że jest pani mocno związana z Polską północno-wschodnią jest pani atutem, bo ma pani emocjonalną więź z tym regionem i wie, jakie są jego potrzeby?
-Zdecydowanie tak. Jaki związek z Podlasiem może mieć polityk z Warszawy? On nie zna i nie czuje specyfiki Podlasia, nie traktuje tej ziemi emocjonalnie. Dla niego jest wszystko jedno, ile pieniędzy na rozwój otrzyma Augustów i czy w ogóle je dostanie. Tymczasem mieszkańcy Polski północno-wschodniej zasługują na prawdziwego i skutecznego reprezentanta w Brukseli. Ja jestem stąd, tutaj jest mój dom. Idę do Europarlamentu, żeby zadbać o lepszą przyszłość naszej małej ojczyzny.
Proszę powiedzieć, jakie są według pani główne potrzeby, które dotyczą województwa podlaskiego i o które powinni pomóc zatroszczyć się europosłowie?
-Województwo podlaskie jest regionem rolniczym, a rolnikom należy się większe unijne wsparcie. W Parlamencie Europejskim doprowadzimy do podwyższenia dopłat do 280 euro za hektar. Potrzebne są fundusze na nowe drogi, na odnawialne źródła energii, by każdy rolnik mógł produkować w gospodarstwie prąd na własne potrzeby i zarabiać na nadwyżkach. Z mojego punktu widzenia bardzo ważne są inwestycje w człowieka, szczególnie w służbę zdrowia, żeby mieszkańcy Augustowa nie musieli czekać w kolejkach i jeździć do lekarza do Białegostoku.
A polityka międzynarodowa?
-Podlasie musi też korzystać z sąsiedztwa Białorusi, należy więc wprowadzić ruch bezwizowy. W ogóle rozpocznę w Brukseli poważną dyskusję o współpracy gospodarczej z sąsiadami ze Wschodu, bo na przykład na rosyjskim embargo nasi rolnicy tracą rocznie miliardy euro. Dla dobrej gospodyni dobrobyt jest ważniejszy od wielkiej polityki.
Na pewno takim priorytetem powinno być dobre skomunikowanie np. Augustowa ze stolicą województwa i naszego kraju. Dotychczas szerokim łukiem omijały nas np. szybkie koleje, które w innych częściach Polski są czymś powszechnym.
-Zgadzam się całkowicie. Brak połączeń to wykluczenie komunikacyjne, nie do przyjęcia pod koniec drugiej dekady XXI wieku. Dlatego w Brukseli potrzebni są politycy skuteczni, którzy zdobędą pieniądze na inwestycje. Przypomnę jednak, że jeszcze poprzedni zarząd województwa podlaskiego przekazał PKP PLK 154 mln zł z regionalnego programu operacyjnego na budowę i zmodernizowanie linii kolejowych. Należy więc zapytać PKP PLK, dlaczego nic nie zostało zrobione.
Czy nie uważa pani, że Polska północno-wschodnia była przez lata traktowana po macoszemu i najwyższa pora, aby przeprowadzić tu gruntowne inwestycje?
-Dziś najważniejsza jest przyszłość, a przed nami kolejna szansa: nowy budżet unijny. Dwa miliardy euro dla Podlasia są realne, a za taką kwotę można wiele zrobić. Moim zdaniem dodatkowym rozwiązaniem będzie zmiana statusu programu „Rozwój Polski Wschodniej”. Dziś o pieniądzach dla Podlasia decydują politycy w Warszawie, a powinni lokalni samorządowcy.
Wiem, że pochodzi pani z rodziny o tradycjach patriotycznych. Pani pradziadek Bogumił Labusz w 1896 roku zakładał Mazurską Partię Ludową, a pani dziadek także Bogumił w 1920 roku brał udział w kampanii plebiscytowej za przyłączeniem Mazur do Polski. Czy tacy przodkowie wpłynęli na to, jakim jest pani człowiekiem i politykiem?
-Dodam, że w mojej rodzinie było też wiele aktywnych kobiet, jedna z ciotek była posłanką na Sejm Dzielnicowy, inna dziennikarką. Najbardziej znany jest pradziadek Bogumił i do niego mam największy sentyment. Był prawym i odważnym człowiekiem, dziś powiedzielibyśmy: charakternym. Walczył o polski język, o lepsze życie rolników, we własnym domu otworzył Bibliotekę Polską, a na dachu umieścił figurę Orła Białego. Powtarzał, że w życiu trzeba ciężko pracować, być wiernym sobie i czasem iść pod prąd. To również moja dewiza życiowa.
Dziękuję za rozmowę.
Materiał sfinansowany przez Koalicyjny Komitet Wyborczy Koalicja Europejska PO PSL SLD .N Zieloni
Napisz komentarz
Komentarze