Marek Wojczulis po pożegnaniu kolegi na trasie, walcząc z własnymi słabościami i trudną nocną trasą, biegł dalej. Po niewyobrażalnym wysiłku, dopingu rodziny, przyjaciół, którzy cały czas do niego dzwonili oraz wsparciu organizatorów i wolontariuszy, dobiegł do mety. Mimo, że przekroczył limit czasu o 1 godz. i 8 min, to zapewnia, że jest szczęśliwy, bo udało mu się pokonać dystans ponad 170 km, w czasie 25 godzin i 38 minut. Organizatorzy również docenili wysiłek Marka, ponieważ w tabeli wyników zaznaczyli, że augustowianin pokonał trasę, ale nie zmieścił się w limicie czasu. Nic w tym dziwnego, Marek z pewnością dokonał nie lada czynu, ponieważ na ten dystans porwało się ponad 40 zawodników, z czego do mety dobiegło tylko dwunastu, a wśród nich Marek.
Zapytaliśmy go o to, jak wyglądała jego ponad 25 godzinna wędrówka po najdzikszych ostępach Podlasia, która, zaznaczmy, rozpoczęła się o godzinie 18.00 w piątek (22 lutego), a zakończyła kolejnego dnia w sobotę, (23 lutego) o godzinie 19.38.
- Naprawdę nie wiem jak udało mi się tego dokonać, pamiętam kilka momentów. Na pewno start.Tego nie da się zapomnieć.Dreszcze i zimno obiegające moje całe ciało. Po strzale startera byłem na trasie, czyli w swoim żywiole, z tymże nie wiedziałem co mnie czeka. Gonitwa i plątanina wszelakich myśli, narastająca wraz ze zwiększającym się kilometrażem.Wszystko przez te dzikie ostępy i nocne ścieżki Puszczy Knyszyńskiej.To wielki trud tego wyścigu. Były także przyjemności, mi. in. niebo pełne gwiazd.Duży wóz, zawsze go wypatruję, jest moim talizmanem na nocnych trasach biegowych, a później, w ciągu dnia, słońce, skaczące wiewiórki, przepiękne widoki i towarzyszące temu narastające zmęczenie, ból mięśni całego ciała, stały kontakt z żoną, synkiem, z rodziną, z ATP, to wszystko mnie niosło.W końcu nadeszła chwila zwątpienia, wielki kryzys, kończę bieg, padam, nie biegnę dalej tylko do punktu, jest około 140 km, dobiegam resztkami woli i sił fizycznych. Pojawiają się oni, wolontariusze na „PK3 Lipowy Most”, „ziemniaczki”, „energia”, którą mi przekazali pozwoliła mi osiągnąć metę.Dziękuję organizatorom i wolontariuszom za wszystko. Witają tam mnie ATP-owicze: Renatka, Aśka, Janek, Darek i Wojtek. Pięknie dziękuję, brakuje mi słów żeby opisać co czuję.
Ponad 170 kilometrowy bieg z pewnością na długo pozostanie w pamięci Marka. Gratulacje należą się na pewno obu panom i życzymy wytrwałości w kolejnych biegach, bo takie z pewnością jeszcze będą.
Pod koniec pozwolę sobie na osobistą refleksję, ponieważ Marek Wojczulis prywatnie jest moim mężem. Zawsze podziwiałam jego zamiłowanie do biegania, wytrwałość a przede wszystkim czerpanie z tego ogromnej przyjemności. Tym razem, mój mężu, przeszedłeś samego siebie, jestem z ciebie dumna i jestem przekonana, że to nie ostatni twój taki wyczyn.
Napisz komentarz
Komentarze