Przewodniczący narzeka na brak odpowiedzi
-Moje dyżury sprawuję permanentnie. Kiedy mieszkaniec przychodzi do biura obsługi rady, jest łączony ze mną i umawiamy się na spotkanie. W każdym tygodniu widuję się przynajmniej z piętnastoma osobami –rozpoczął przewodniczący rady, który kilka chwil później winą za niedoskonałości organizowania tego typu rozmów obarczył burmistrza.
-Od trzech lat prosimy burmistrza o wskazanie pomieszczenia do pracy radnych i go nie dostajemy. Postawiłem ten problem na radzie już na początku kadencji. Ten temat pojawiał się na sesjach w naszych interpelacjach dziesięciokrotnie. Mówiliśmy o tym, że kiedy radni spotykają się z mieszkańcami, to muszą prosić kogoś z urzędników by wyszedł ze swego pokoju i nam go udostępnił. Zdarzało się, że rozmawiamy ze społeczeństwem na sali konferencyjnej urzędu, a nawet na korytarzu. Prosiliśmy o rozwiązanie tego problemu wiele razy, ale byliśmy ignorowani. Kiedy burmistrz zwolnił swego zastępcę, to jego gabinet był wolny przez miesiąc. Wówczas radni ponad podziałami napisali prośbę do burmistrza o udostępnienie tego pokoju na potrzeby rady i spotkań z mieszkańcami. W piśmie była też informacja, że nie będzie problemem współdzielenie tego pomieszczania, ale w określonych godzinach. Przez dwa miesiące nie otrzymaliśmy jednak odpowiedzi. Wkrótce po tym, kiedy złożyliśmy pismo, gabinet byłego wiceburmistrza zajął radca prawny Andrzej Chmielecki –ubolewał F. Chodkiewicz. Udaliśmy się do urzędu miasta, aby pomóc znaleźć rozwiązanie.
Napisz komentarz
Komentarze