Życie w „zielonym domku”: dzieciństwo przepełnione wspomnieniami
Nie ukrywam, że historia młyna wodnego w Augustowie jest mi, autorce tego tekstu, bardzo bliska. Z nim związane jest moje dzieciństwo i młodość. Młyn nad Kanałem Bystrym to także historia mojej rodziny. Mój ojciec Jan Perzanowski przez lata był kierownikiem młyna. Zielony drewniany domek obok niego był przez ponad 20 lat miejscem zamieszkania mojej rodziny. To tam się wychowałam, biegałam po podwórku, moczyłam nogi w kanale i łapałam specjalnie przygotowanym kijkiem raki. Latem rozstawiałam namiot i z koleżankami bawiłyśmy się w prawdziwy biwak z gotowaniem fasolówki w proszku na prawdziwym ognisku. W domu przy młynie mieszkały także inne rodziny pracowników tego zakładu. Mieszkało się tam trochę jak na wsi. Za budynkiem gospodarczym każda rodzina miała swój ogródek, pełen żółtych śliwek, jabłek, porzeczek i mnóstwa warzyw. Do dziś pamiętam jak po koperek przychodziły sąsiadki z osiedla obok. Z tyłu domu, niemal nad samym kanałem stała własnej roboty wędzarnia. Na ogromnym placu przy młynie uczyłam się jeździć rowerem. Młyn żył pełną parą. Pracowało w nim mnóstwo ludzi i to na trzy zmiany. Codziennie widywałam umorusanych mąką pracowników i przyglądałam się ogromnym ciężarówkom, które wjeżdżały na specjalną rampę. Rampa się podnosiła i do zsypu wysypywano zboże. Metr dalej ładowano na samochód worki z mąką. Wielokrotnie byłam w środku młyna. Podziwiałam drewniane maszyny. Zapraszałam też swoich rówieśników z klasy na zwiedzanie tego wyjątkowego miejsca. Nie można też zapomnieć, że to był młyn wodny. Z boku budynku zainstalowana była specjalna turbina. Dopiero pod koniec lat 80-tych ubiegłego wieku turbina nie napędzała już młyna. Wykupił ją prywatny przedsiębiorca, który z jej pomocą do dziś wytwarza prąd. Ponad 20 lat temu doszło w młynie do ogromnego pożaru. Budynek spłonął, ale nie doszczętnie. Pamiętam jak niedługo po pożarze przyjechała specjalna ekipa, by zdemontować przednią ścianę młyna, wychodzącą na podwórze. Wyglądało to niesamowicie, bo cała ściana runęła na podłoże. Dom aż się zatrząsł. Zresztą z trzęsieniem domu to oddzielna historia. Jak przejeżdżały ulicą tiry to cały dom się trząsł. Wielokrotnie miałam gości z całej Polski i zdarzało się, że moi znajomi budzili mnie w nocy i pytali czy przypadkiem nie doszło do trzęsienia ziemi.
Pożar młyna: tragiczne chwile
Pożar młyna był dla całej naszej rodziny wielkim dramatem. Mój ojciec pracował w nim z pasją i serce mu się krajało, jak patrzył na ogień. Mieszkaliśmy w zielonym domku jeszcze przez dwa lata. Potem się stamtąd wyprowadziliśmy. Jednak to miejsce zawsze będzie moim miejscem na ziemi i z rozrzewnieniem będę wspominać spędzone w nim chwile. Z przykrością więc patrzyłam jak wszystko, co było mi tak bliskie niszczeje. W moim domu wybijano szyby. Co raz widziałam zabite deskami okna i drzwi. Zresztą od lat cała posesja popadała w ruinę. Młyn został rozebrany w 2018 roku. Pozostała po nim jedna ściana. Zachowano także elektrownię wodną, która pracuje do dziś. Działka, na której stał dawny młyn jest obecnie w rękach prywatnych. Nie wiadomo co na niej powstanie i kiedy.
Napisz komentarz
Komentarze