Jesteś aktorem amatorem. Ostatnio mogliśmy oglądać cię na scenie, a w zasadzie na ringu w Klubie Bokserskim SZTORM w Augustowie podczas jednej z najtrudniejszych form teatralnych, w monodramie.
-Pomysł spektaklu zrodził się z wielu przyczyn. Po pierwsze Piotr Rułkowski, trener SZTORM-u zaproponował Pawłowi Aksamitowi zagranie sztuki w jego klubie związanej z tematyką bokserską. Po drugie sam też chciałem zagrać monodram, ale totalnie nie byłem świadomy, w co wchodzę. Padł pomysł,
żebym wcielił się w rolę pięściarza. Nigdy nie walczyłem na ringu i w kreowaniu tej roli pomógł mi właśnie Piotr, który pozwolił mi na treningi w grupie dorosłych amatorów. Zacząłem chodzić na boks na trzy miesiące przed premierą.
W trakcie prac nad spektaklem zrodził się pomysł stworzenia rzeczywistości alternatywnej dla bohatera sztuki, która zaczęła funkcjonować w przestrzeni medialnej na długo przed premierą. Był trening wielokrotnego mistrza boksu Podlaskiego Tura na Rynku Zygmunta Augusta w Augustowie. Potem miała się odbyć profesjonalna gala boksu i jako pięściarz miałeś dać szansę zawodnikowi Sztormu na zdobycie twojego mistrzowskiego tytułu.
-Tak. To wszystko była jedna wielka mistyfikacja, która zaczęła żyć swoim życiem w Augustowie. Ludzie rzeczywiście myśleli, że jestem zawodowym pięściarzem i zdobyłem aż 41 razy tytuł Mistrza Świata. To służyło za reklamę sztuki, ale też dało mi możliwość wejścia na 100 procent w rolę profesjonalnego
pięściarza. W trakcie tej całej nietypowej promocji Paweł Aksamit pracował nad scenariuszem i modyfikował go. To jest fajne w jego pracy, że on pisze pod konkretnego aktora. Napisał to tak, żebym mógł to udźwignąć aktorsko. Jednak praca nie była łatwa. Miałem nawrót depresji, a treningi bokserskie i
praca nad tekstem sprawiły mi problem. Pojawił się kłopot z przyswajaniem tekstu. Miałem obawy przed samą premierą, że nie dam rady. Paweł jednak do końca we mnie wierzył.
Muszę powiedzieć, że miał rację, bo wypadłeś znakomicie. Wspomniałeś o depresji. Bohater, którego grałeś, też się z nią zmagał. Czy przez to, że masz sam takie osobiste doświadczenia, było ci łatwej wczuć się w rolę, czy trudniej?
-Zdecydowanie łatwiej, bo wszystko na scenie musiało być autentyczne. To, że jestem w trakcie terapii, nie było bez znaczenia. Jedna ze scen jest oparta na życiu znanego pięściarza Tysona Fury'ego. Czytając jego książkę, czułem się, jakbym czytał swoje życie z przeszłości. On też zmagał się dość mocno z depresją,
miał myśli samobójcze, w porę jednak przyszło opamiętanie dzięki rodzinie i wierze. Jedna ze scen w sztuce była z mojego życia prywatnego.
Nie będziemy zdradzać konkretnych scen monodramu, bo na jesieni będzie można tę sztukę zobaczyć ponownie, ale były momenty, że płaczesz.
-Ta sztuka to życie, a jest ono walką, taką na jak na bokserskim ringu. W spektaklu można zobaczyć fizyczne zmaganie z różnymi przeciwnościami losu. Jedno moje wspomnienie spowodowało, że nie mogłem powstrzymać łez. Niechcący też trafiłem na piosenkę. Wykonałem ją na końcu monodramu.
Znałem ją po angielsku, ale nigdy nie robiła na mnie aż tak mocnego wrażenia. Okazało się, że wykonuje ją po polsku Stachursky. Tekst idealnie pasował do sztuki, ale też bardzo oddał moje prywatne życie. Podczas premiery końcówkę utworu mówiłem przez łzy, a nie śpiewałem.
Napisz komentarz
Komentarze