Najważniejszym źródłem problemów na Ziemi jest jeden gatunek, homo sapiens. Zawłaszczamy sobie przyrodę, uważamy, że rośliny, zwierzęta są naszą własnością, bo tak podobno kiedyś powiedział któryś z bogów, możemy je niszczyć, zabijać, nawet dla przyjemności, dla sportu. Wszelkie minerały też są nasze, bez względu czy znajdują się pod ziemią, na ziemi, w oceanach, w powietrzu, a nawet w kosmosie. Też na podstawie darowizny od boga. Jesteśmy gatunkiem ekspansywnym, walczącym z całym otoczeniem. Także sami ze sobą. By zapobiec ciągłym walkom i pogromom ewolucja wymyśliła wodzów. Były to osoby, które potrafiły zebrać siły i środki, by bronić współplemieńców przed innymi plemionami. Paradoksalnie była to symbioza.
Książę bronił, lud dostarczał mu wszelkich bogactw i środków do obrony, także w postaci synów, którzy na wojnach ginęli i odnosili rany. W XIX i XX wieku ewolucja przyniosła nam pojęcie narodowości, pojawiła się polskość, ruskość, niemieckość, wcześniej prawie nieznane. Jeszcze w latach czterdziestych, a nawet sześćdziesiątych ubiegłego wieku na wschodnich rubieżach Polski ludzie mówili o sobie, że są tutejsi. Kolejne lata XX wieku uświadamiały nam, że tutejszość, lokalność jest równie ważna, a może ważniejsza niż narodowość. Bo tu, lokalnie, mamy wpływ na wiele spraw, które z kolei mają wpływ na naszą codzienność, na nasze życie. Bo tu najłatwiej i najtaniej można rozwiązywać nasze problemy. W celu ich rozwiązywania wybieramy władze lokalne, które w naszym imieniu pracują dla dobra wspólnego. Czasami demokracja potyka się, myli. Taką sytuację mamy w Augustowie.
Władze miejskie wybrane w głosowaniu przez mieszkańców Augustowa zajmują się głownie polityką, politykierstwem, żenującym marketingiem, a nie rozwiązywaniem problemów mieszkańców. Burmistrz pokłócił się ze starostą, proboszczem, komendantem policji, z BAT, ze Spółdzielnią Mieszkaniową, z mieszkańcami Zarzecza, mieszkańcami centrum miasta, ze społecznikami, z lokalnymi niezależnymi mediami. Czy taki kłótnik może rozwiązać jakikolwiek problem mieszkańców? Czasami mu się uda, choćby kosztem wycięcia kilku tysięcy drzew przy budowie peryferyjnej uliczki. Udało mu się nawet wybudować blok komunalny tak daleko od centrum, że mieszkańcy nie mają jak dojechać do miasta, ale za to ogrzewanie mają w cenach kosmicznych. To oczywiście skutek skrajnej niekompetencji, niekompetentnych wysokich urzędników, ale także braku umiejętności znajdowania małych porozumień, kompromisów, szukania punktów stycznych, dążenia do zgody. I braku umiejętności słuchania innych. Bo dla rozwiązywania problemów konieczne jest rozmowa, dyskusja, porozumienie i zgoda, które dla Karolczuka i jego otoczenia są obce, wrogie, niepotrzebne.
Dlatego problemy, które nie biorą się znikąd, pozostają w naszym mieście nierozwiązane, jak choćby ekskrementy w lesie.
Napisz komentarz
Komentarze