O tym, że Rynek Zygmunta Augusta jest zaniedbany i po zamknięciu sklepów praktycznie nic się na nim nie dzieje, mówi się przynajmniej od kilku lat. Na ten fakt zwraca uwagę nie tylko popularna działaczka branży turystycznej, ale także m.in. były wieloletni burmistrz Augustowa Leszek Cieślik. To w jego kadencji powstała charakterystyczna królewska kolumna i wykonano wielką modernizację centralnego placu. Od dłuższego czasu widzimy tam głównie stagnację.
Wyjątkiem można określić zorganizowanie na rynku ubiegłorocznego koncertu zespołu Lady Pank. Często podnoszony jest argument, że aktualnie życie rozrywkowe miasta, z którego zysk czerpią konkretni przedsiębiorcy, w tym radni, przeniosło się przede wszystkim w okolice błoni nad rzeką Nettą. Obecna ekipa rządząca ma w zamierzeniu wybudować tam drogi i efektowny plac zabaw. To jeszcze bardziej zwiększy dominację tamtego obszaru nad centrum miasta.
Burmistrz Karolczuk chwali się posadzeniem drzew na rynku (cała „modernizacja” kosztowała sześćset tysięcy złotych). Uważa, że mieszkańcom bardzo przypadły do gustu wykonane prace, ale opinie w tym względzie są mocno podzielone. Nie ma mowy o zachwytach, a znacznie więcej pytań dotyczy zawrotnej kwoty wydanej na nasadzenia w czasie kryzysu gospodarczego.
Na marcowe spotkanie komisji rozwoju rady miejskiej przybyła Elżbieta Kamińska. Lwią część swojej wypowiedzi poświęciła sytuacji rynku, chociaż poruszyła również inne ciekawe aspekty.
-Od ośmiu lat Rynek Zygmunta Augusta umiera. Bo cóż mamy w parku? Pod kolumną siedzą panowie, którzy pilnują króla Zygmunta. Przy fontannie rezerwację tradycyjnie mają ptaszki. Wygoniliście ludzi, którzy sprzedawali starocie. Przyjeżdżają turyści i pytają, gdzie się podziały starocie? Nie wiem, czy w ogóle myślicie o tym, żeby cokolwiek zrobić na rynku. Zrobiliście wszystko, żeby wyrzucić stamtąd turystów. Jest tylko ulica Mostowa, Rybacka z bezpłatnymi parkingami i plaża miejska, gdzie są budki z piwem i pijaństwo do białego rana. Naprawdę tam strach pójść. Przejdźcie się bulwarami i zobaczcie, co tam się wyrabia -zaalarmowała Kamińska.
Działaczka branży turystycznej surowo zrecenzowała funkcjonowanie miasta w sezonie letnim.
-Na plażę miejską nie wyślę nikogo z turystów, bo jest mi wstyd. Tam jest melina, pijaństwo i bójki. Miasto turystyczne ma jedno kąpielisko i stoją na nim budki z piwem. Jak się tam napiją, to nie patrzą, gdzie rzucają puszki. Zaśmiecają jezioro. Biznes kwitnie, zarabiacie na koncesjach alkoholowych. Nad jeziorem cały czas picie, wrzucanie śmieci do wody -narzekała mieszkanka.
-Kosze nie są wybierane. Zabierają tylko śmieci z wierzchu i jadą dalej. Jeżeli przyjadę o 6 rano i zaczekam koło biura na pana opróżniającego kosz, worek jest wymieniany -mówiła Kamińska.
-Nie zrobiono niczego, jeżeli chodzi o turystykę. Przez osiem lat nie było spotkania z branżą. Skłóciliście wszystkich z wszystkimi. Nie ma informacji turystycznej w Atolu, nie ma spotkań z branżą, nic się nie dzieje, miasto umiera. Kolejny sklep na rynku się zamyka, szyby zasłonięte są szarym papierem. Tam naprawdę niczego nie ma. Jest mi wstyd, kiedy przyjeżdżają turyści. Co mam im polecić w tym mieście? Muszę wywieźć ich z Augustowa, lecz przez czterdzieści lat nie zrobiono nawet miejsca na zatrzymywanie się autokarów -ubolewała Elżbieta Kamińska.
Napisz komentarz
Komentarze