W 2017 roku za 170 tys. zł miasto odkupiło dworzec kolejowy z rąk prywatnego właściciela, który wcześniej kupił budynek od PKP. Radni Naszego Miasta zwołali wówczas konferencję prasową, na której snuli mocarstwowe plany. Budynek dworca miał pełnić funkcje komunikacyjne i kulturalno-muzealne. Plany spaliły na panewce. Obiekt popadał w ruinę, porządna toaleta była marzeniem. Mówili o tym ostatnio radni opozycji.
-To ważne, aby dworzec funkcjonował. Jednak trzeba zauważyć, że odkąd miasto odkupiło ten obiekt, właściwie o niego nie dbało oraz miało duży udział w tym, że stał się antyreklamą jako miejsce pierwszego kontaktu przyjezdnych z Augustowem. Nie można pominąć także kwestii zmarnotrawienia 170 tys. zł. Była wtedy wielka konferencja z udziałem radnych ugrupowania Nasze Miasto, na której obiecywano świetlaną przyszłość dworca. Te 170 tys. jest dzisiaj miarą niegospodarności burmistrza Karolczuka i obozu Naszego Miasta -mówił Marcin Kleczkowski.
-Dworzec kolejowy jest pomnikiem niemocy burmistrza Mirosława Karolczuka i ugrupowania Nasze Miasto. Przez sześć lat trwał festiwal sukcesów, rozpoczęty słynną konferencją prasową, na którą nie zaproszono ówczesnego burmistrza Walulika. Następnie co roku ogłaszano wielkie wizje i skończyło się tym, że miasto straciło 170 tys. zł. Burmistrz nie raczył powiedzieć nam, kiedy i w jakim zakresie PKP ma w planie remont. Niczego nie wiemy -ubolewał Adam Sieńko.
-Już sześć lat opowiadacie, jak dworzec będzie witał turystów i obsługiwał mieszkańców. Mamy szumne konferencje, emotikonki z naprężonymi muskułami na Facebooku, a efekt jest taki, że Augustów nadal nie ma dworca i nie wiemy, kiedy go będzie miał. Dzisiaj burmistrz Karolczuk przedstawia tę sprawę, jako sukces. Jest to raczej przyznanie się do porażki -powiedział Sieńko.
Napisz komentarz
Komentarze