Sytuacja wyglądała bardzo dramatycznie. Jedna z pracownic basenu, a dokładnie kasjerka otrzymała wypowiedzenie z pracy. Wcześniej jak sama mówi czuła się mobbingowana, złożyła nawet o tym zawiadomienie do dyrektora basenu. Kobieta pracowała przez prawie 21 lat w tym miejscu i kiedy została zwolniona doznała załamania nerwowego. Jak nam relacjonuje nie pamięta do końca co się stało.
- Jak dostałam wypowiedzenie, nie wiedziałam, co się ze mną stało. Weszłam do serwerowni, złapałam za nóż i chciałam sobie zrobić krzywdę. Koleżanka wyrwała ten nóż. Nic z tego nie pamiętam. Tylko tyle, że siedziałam na podłodze, a pani instruktorka mnie trzymała i przytulała -opowiedziała nam jedna z pracownic (imię i nazwisko znane redakcji).
Wraz ze wspomnianą kobietą tego samego dnia została zwolniona także inna kasjerka. Wcześniej obie panie otrzymały naganę za przewinienia z wpisem do akt i została im zabrana premia. O tej sytuacji mówią otwarcie. To miało miejsce jeszcze za poprzedniego dyrektora. Potem po jego odejściu doszło do podwyżek dla pracowników basenu. Zostały one w tej kwestii pominięte.
- My z koleżanką tych podwyżek nie dostałyśmy. Zapytałam głównej księgowej, dlaczego tak się stało, a ona odparła, że nie, bo nie. Złożyłam sprawę do sądu -mówi kolejna była już pracownica basenu (imię i nazwisko znane redakcji).
Nasze rozmówczynie zostały zwolnione z pracy przed pierwszą wspomnianą rozprawą sądową. Druga z tych kobiet powołana była na świadka w tej sprawie.
-Nie było żadnej rozmowy, mediacji czy próby wyjaśnienia zgłoszenia przeze mnie mobbingu przez dyrekcję. Jak mi zablokowano login do faktur, to poszłam zbulwersowana do głównej księgowej i zapytałam, jak długo będzie mnie poniżać i odbierać moje kompetencje, a ona odparła na to, że nie ma do mnie zaufania, bo będę zeznawała w sądzie jako świadek w sprawie koleżanki z pracy. Nie miała prawa tego powiedzieć. Mam prawo czuć się bezpieczna pomimo, że będę zeznawała -podkreśla zwolniona kobieta.
Z naszych informacji wynika, że z basenu zwolniły się wszystkie kasjerki. Zatrudniono nowe osoby. Obie byłe pracownice, których historię przytaczamy na stronach 8-9 tego wydania naszego tygodnika mają zamiar skierować sprawę do sądu o naruszenie dóbr osobistych.
O komentarz do tej sytuacji poprosiliśmy obecnego dyrektora Centrum Sportu i Rekreacji w Augustowie, ale nie chciał on tej sprawy komentować. O tej sytuacji postanowiliśmy także porozmawiać z główną księgową basenu. Z uwagi na to, że toczy się proces sądowy w związku z jedną z wymienionych w artykule pracownic oświadczenie księgowej wystosował do nas jej prawnik. Oto fragment oświadczenia: „Do czasu wydania wyroku przez Sąd moja klientka nie będzie wypowiadała się publicznie na temat prowadzonego postępowania.”
Sprawa do łatwych nie należy. Kierownictwo basenu odmówiło wypowiedzi, dlatego przedstawiamy wersję wydarzeń przedstawioną przez zwolnionych pracowników.
Niedawno na basenie doszło do próby samobójczej. Pracownicy twierdzą, że stało się to wskutek fatalnego zarządzania ludźmi i fatalnej atmosfery pracy. Na pływalnię przyjechała karetka i policja. Kobieta trafiła do szpitala. Osobą poszkodowaną w tym konflikcie może być także główna księgowa. Brak skutecznych procedur antymobbingowych jest widoczny gołym okiem.
Zdaniem zwolnionych dwóch pracownic basenu wszystko zaczęło się dwa lata temu. Obie kobiety od lat pracowały jako sprzedawczynie biletów. Uważają, że potraktowano je niesprawiedliwie i ukarano za bardzo prozaiczne przewinienia.
-Pracowałam na wyciągu nart wodnych, gdy zarzucono mi, że wcześniej wyszłam z pracy. Kasę powinnam zamknąć o 18.00, ale czekałam na zarezerwowanych klientów i po tej godzinie zrobiłam raport. Pogoda była fatalna. Klienci czekali na zmianę warunków, a ok. 19.15 z wyciągu wyszliśmy wszyscy -ja, operator wyciągu i ratownik. Wyciąg powinien być czynny do 19.45. Otrzymałam wtedy notatkę służbową. Kolejna sytuacja zdarzyła się na lodowisku. Tego dnia było ciepło i zadzwoniła do mnie główna księgowa, że jest woda na lodowisku i mam wziąć dzień wolny. Zakład pracy powinien mi w tym dniu dać zajęcie, a nie żądać urlopu. Dla świętego spokoju wzięłam ten urlop. Dwa dni później księgowa przyszła do mnie i chciała ten urlop anulować. Oświadczyła, że ten dzień mam sobie odebrać, kiedy będę chciała. Odparłam, że nie będę tego dnia odbierać i skoro kazano mi wziąć urlop, to go wzięłam -wyjaśnia jedna ze zwolnionych kobiet.
-Są takie sytuacje, że jesteśmy na kasie we dwie. Mam schorowaną mamę i zadzwoniła do mnie sąsiadka, która jej dogląda, jak mnie nie ma i powiedziała, że mama źle się poczuła. Mocno się zdenerwowałam i pobiegłam do domu. Zapomniałam wypisać przepustki.
Kobieta dodaje, że w tym samym tygodniu ówczesny dyrektor basenu wręczył jej dyscyplinarkę.
-Zapytałam, za co zostałam wyrzucona. Potem dowiedziałam się, że dyrektor miał nakaz z urzędu miasta, żeby to zrobić, co zresztą zeznał przed sądem. Powiedziałam, że tego zwolnienia nie podpiszę i wyszłam. Tego dnia były wręczone dwie dyscyplinarki. Moja i koleżanki. Zawołano nas ponownie i wręczono nam jednak tylko naganę. Po tej sytuacji na basenie były podwyżki. My z koleżanką tych podwyżek nie dostałyśmy. Zapytałam głównej księgowej, dlaczego tak się stało, a ona odparła, że nie, bo nie. Złożyłam sprawę do sądu i sytuacja trochę się uspokoiła.
-Zdarzyło się, że znowu byłyśmy na kasie we dwie. Przychodzi jedna ze współpracownic księgowej i mówi, że burmistrz Sieczkowski dzwonił z pretensją, że na kasie siedzą dwie pracownice. Jak mamy wyrobić godziny, to dyżury się dublują -podkreśla nasza rozmówczyni. -W grudniu nowy dyrektor zapytał mnie, kiedy ja odchodzę na emeryturę. W moich planach był lipiec, ale odparłam, że nie wiem, bo już rozpoczęły sprawy sądowe i trudno powiedzieć.
Traktowano nas gorzej
Druga ze zwolnionych pracownic miała podobne doświadczenia.
-Grafik czasu pracy robiła wcześniej nasza koleżanka, która dała nam wolną rękę i mówiła, że jak będziemy zdublowane, to same mamy podjąć decyzję, czy będziemy na wyciągu czy na basenie. Logicznym jest, że jak jest lato, to pomoc jest potrzebna koleżance na wyciągu. Skoro tak mogłam, to naniosłam na grafiku, że będę na wyciągu. Poszłam zanieść raport tygodniowy, główna księgowa zwołała kadrową i tę panią, która robiła grafik. Dostałam naganę ustną od osoby dla mnie nieznanej. Poczułam się okropnie upokorzona i ośmieszona. Rozpłakałam się. Minął dzień od tej nagany, czułam od tej pani brak sympatii -podkreśla druga zwolniona pracownica. -Choruję na depresję od 2015 roku, poprzednik obecnego dyrektora o tym wiedział, zresztą wszyscy o tym wiedzieli. Naciskano go, żeby nas zwolnić. Opuściłam raz miejsce pracy, ale stanowisko było zabezpieczone. Źle się wtedy czułam. Nie myślałam trzeźwo. Najpierw wręczono mi dyscyplinarkę, ale w efekcie dyrektor wtedy dał naganę na piśmie. Została zabrana mi premia. Przyjęłam to z godnością.
Nawet nie dostałyśmy podwyżek
Kobieta opowiada, że w czasie kiedy poprzedni dyrektor nie pełnił już stanowiska, doszło do podwyżek na basenie.
-Podwyżki dostały między innymi główna księgowa i jej trzy pomocnice. Zapytałam, dlaczego ja tej podwyżki nie dostałam. Owszem, miałam poprzednio naganę, ale już za nią poniosłam karę. Główna księgowa odparła ze złością, że ja na podwyżkę nie zasługuję i że jak mi nie pasuje, to się mogę zwolnić z pracy. Dlaczego my jesteśmy gorsze, robiłyśmy więcej niż miałyśmy w swoim zakresie przez wiele lat, łącznie z fakturowaniem. Czułam się gorzej traktowana i bałam się zwolnienia. Przyszedł nowy dyrektor i zmienił zakres obowiązków sprzedawcy biletów, żebyśmy były gorsze od kasjera. Odwrócono kota ogonem. Bardzo emocjonalnie to przeżywam, bo człowiek tyle lat przepracował i się starał. Nowemu dyrektorowi ze łzami w oczach opowiadałam o swojej sytuacji. Pokazywałam zaświadczenia lekarskie, gdzie było napisane, że ze względu na stresory w pracy stan zdrowia bardzo mi się pogorszył. Powiedział, że się z tym prześpi. Minęły trzy tygodnie i nie było żadnej reakcji. W tym czasie za moimi plecami zablokowano mi login do fakturowania, który dała mi z zaufaniem poprzednia księgowa. Zdecydowałam się złożyć zawiadomienie na piśmie o mobbingu do dyrektora. Od tego czasu czułam się represjonowana jeszcze bardziej. Byłyśmy izolowane, bo kadrom wręcz nakazano, że mają z nami nie rozmawiać -dodaje kobieta. –Najpierw brak podwyżki, a potem za plecami odbiera się moje kompetencje. To też jest forma mobbingu. Nie było żadnej rozmowy, mediacji czy próby wyjaśnienia tej sprawy przez dyrekcję. Jak mi zablokowano login do faktur, to poszłam zbulwersowana do głównej księgowej i zapytałam, jak długo będzie mnie poniżać i odbierać moje kompetencje, a ona odparła na to, że nie ma do mnie zaufania, bo będę zeznawała w sądzie jako świadek w sprawie koleżanki z pracy. Nie miała prawa tego powiedzieć. Mam prawo czuć się bezpieczna pomimo, że będę zeznawała.
Dramatyczne wydarzenia na basenie
Do zwolnienia obu pracownic doszło 20 stycznia, a kilka dni później miała się odbyć rozprawa sądowa.
-Po zgłoszeniu mobbingu zostałam wyrzucona z pracy po 21 latach. Na wypowiedzeniu były jakieś bzdury, że powodem mojego zwolnienia jest zbyt dużo anulowanych paragonów na lodowisku. To trzeba chyba wszystkie kasjerki w mieście zwolnić, bo przecież zdarza się często, że po wystawieniu paragonu klient chce jednak zapłacić kartą. Dostałam odpowiedź na piśmie, że dyrektor rozmawiał z paniami i żadnego mobbingu nie było. Jak dostałam wypowiedzenie, nie wiedziałam, co się ze mną stało. Weszłam do serwerowni, złapałam za nóż i chciałam sobie zrobić krzywdę. Koleżanka wyrwała ten nóż. Nic z tego nie pamiętam. Tylko tyle, że siedziałam na podłodze, a pani instruktorka mnie trzymała i przytulała. Krzyczałam podobno jak zwierzę. Dostałam załamania nerwowego. Pogotowie mnie zabrało do Suwałk, w karetce dostałam leki. Była też policja i została sporządzona notatka. Wezwano też moja córkę, która poszła do dyrektora i zapytała go, co w tej sytuacji zrobi, a on odpowiedział, że nic -mówi ze łzami w oczach druga z pracownic. -Po tym wszystkim nikt nawet do mnie nie zadzwonił i nie zapytał, co się stało. Teraz myślę, że to nasze wyrzucenie jest straszakiem dla innych pracowników. Do jednej z kasjerek powiedziano, tej która złożyła sama wypowiedzenie, żeby została, bo skoro nas wyrzucono to atmosfera jest oczyszczona.
Z naszych informacji wynika, że z basenu zwolniły się wszystkie kasjerki. Obie byłe pracownice, których historię przytoczyliśmy mają zamiar skierować sprawę do sądu o naruszenie dóbr osobistych.
Dyrektor nie komentuje, a księgowa wydała oświadczenie
O komentarz do tej sytuacji poprosiliśmy Macieja Parucha, dyrektora Centrum Sportu i Rekreacji w Augustowie, ale nie chciał on tej sprawy komentować. O tej sytuacji postanowiliśmy także porozmawiać z główną księgową basenu. Z uwagi na to, że toczy się proces sądowy w związku z jedną z wymienionych w artykule pracownic oświadczenie księgowej wystosował do nas jej prawnik. Oto jego treść:
„Obecnie toczy się przed Sądem Okręgowym w Suwałkach sprawa z powództwa jednego z pracowników CSIR przeciwko mojej klientce o ochronę dóbr osobistych. Komentowanie tej sprawy przed rozstrzygnięciem sądu jest nieodpowiedzialne, gdyż nie zostało zakończone postępowanie dowodowe.
Jedyne co mogę powiedzieć to, że dotychczas przeprowadzone przed sądem dowody, moim zdaniem, nie potwierdzają zarzutów sformułowanych w pozwie.
Do czasu wydania wyroku przez Sąd moja klientka nie będzie wypowiadała się publicznie na temat prowadzonego postępowania. W tego typu sprawach zalecam daleko idącą wstrzemięźliwość w ferowaniu jakichkolwiek opinii do zakończenia postępowania sądowego. Nie wykluczam, że po wydaniu wyroku przez Sąd moja klientka złoży pisemne oświadczenie na temat prowadzonego postępowania”.
Czekamy na rozstrzygnięcie sprawy
Duże emocje są po każdej stronie sporu. Zwolnione pracownice nie zaprzeczają, że wielokrotnie złamały dyscyplinę pracy. Twierdzą jednak, że takie zachowanie pracowników w CSiR jest normą. Osobą poszkodowaną może być księgowa, które może uznawać się za ofiarę mobbingu wstępującego. Za brak skutecznych procedur antymobbingowych odpowiada kierownictwo CSiR i urzędnicy miejscy nadzorujący tę instytucję.
Napisz komentarz
Komentarze