Podjęto dwie próby przepchnięcia uchwały o pomnikach przyrody, popieranej przez burmistrza Mirosława Karolczuka i ugrupowanie Nasze Miasto. Projekt, mający być poparty stanowiskiem Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska w Białymstoku, nie był nawet głosowany. Stało się tak, gdyż na sesji zabrakło kworum. Na ostatnią sesję nie przyszło aż trzech radnych koalicji rządzącej, a posiedzenie zbojkotowała także opozycja.
-Stanowisko Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska w Białymstoku, dołączone do projektu uchwały przez burmistrza Mirosława Karolczuka, opiera się na bardzo wątpliwych podstawach. Zachodzi podejrzenie, że dokument ten został wyłudzony. Czekamy na wyjaśnienia, ale wszystko wskazuje na to, że RDOŚ była przekonana, że ulica Kościelna należy do miasta, a nie do powiatu. Postanowienie białostockiej dyrekcji wpłynęło do urzędu miasta, natomiast w postępowaniu nie brał udziału właściciel ulicy, Powiatowy Zarząd Dróg. W takiej sytuacji nasuwa się pytanie, czy RDOŚ nie została celowo wprowadzona w błąd? -mówi Leszek Cieślik.
-Zapoznaliśmy się też z opinią dendrologiczną przygotowaną dla miasta i mającą wykazać, że kasztanowce na Kościelnej można uratować. W tej opinii zostało jasno napisane, że jest to ulica miejska. Dokument został przygotowany przez pracownika urzędu miasta, a nie przez niezależną instytucję bądź bezstronnego eksperta. Jest rzeczą oczywistą, że pracownik urzędu miasta jest osobą podporządkowaną swojemu pracodawcy i może być wywierana na niego presja ze strony burmistrza albo innych jego współpracowników. Jeśli potwierdzi się, że RDOŚ z premedytacją została wprowadzona w błąd, zawiadomimy prokuraturę -twierdzi lider Koalicji Obywatelskiej.
Po dwóch grudniowych sesjach nadzwyczajnych pojawia się pytanie, czy doszło do rozłamu w koalicji rządzącej? Brak kworum na obradach, w sytuacji nieobecności kilku radnych dotąd wspierających burmistrza, to niespodzianka. Jednak prawdziwą sensacją było to, że przewodnicząca rady miejskiej krytykowała wypowiedzi zastępcy burmistrza Filipa Chodkiewicza. Dotąd Alicja Dobrowolska mu tylko przyklaskiwała.
-Na sesję nie dotarła trójka radnych koalicji rządzącej, tzn. Jolanta Oneta Roszkowska, Dariusz Ostapowicz i Mirosław Chudecki. To zastanawiająca sytuacja. Być może wiedzieli o nieprawidłowościach więcej niż my, dlatego nie uczestniczyli w obradach. Gdyby deklarowali chęć poparcia tego projektu, znaleźliby metodę na udział w sesji. Mam wrażenie, że niektórzy dotychczasowi koalicjanci burmistrza zorientowali się, iż ktoś chce wmanewrować ich w udział w procederze na granicy prawa. Przerwanie tego chocholego tańca poprzez zamknięcie sesji było najrozsądniejszym posunięciem dla wszystkich stron konfliktu -komentuje Leszek Cieślik.
-Zarzucanie opozycji, że przez nas nie udało się podjąć uchwały, zakrawa na kpinę, a zarazem nam schlebia. Do tej pory rządząca większość przegłosowywała wszystko, na co miała ochotę. Jeżeli koalicja rządząca nie jest w stanie podejmować uchwał, to sugeruje jakieś pęknięcie w ich obozie. Obecnie nie wydaje mi się, aby doszło do zerwania koalicji, choć życzyłbym sobie tego. Jest to raczej incydent związany ze świadomością, że przedłożony przez burmistrz projekt był przygotowany niewłaściwie i potem obarczałby odpowiedzialnością wszystkie głosujące za nim osoby. Podejrzewam, że nieobecni na posiedzeniu radni o tym wiedzieli -podkreśla Cieślik.
Zaskakująca wymiana zdań pomiędzy przewodniczącą rady miejskiej Alicją Dobrowolską i zastępcą burmistrza Filipem Chodkiewiczem:
Alicja Dobrowolska do radnego Prawa i Sprawiedliwości Tomasza Miklasa - "Dlaczego pan krytykuje nie wiedząc (nie znając) mego stanowiska?"; "Pan nie zna stanowiska radnych, jakie mają zamiar podjąć być może"; "Nie ja zwołałam sesję, proszę do mnie pretensji nie mieć":
Napisz komentarz
Komentarze